Starszy syn zaczynał w tym roku gimnazjum, więc uznałam, że już najwyższa pora, żeby przeprowadzić z nim męską rozmowę. A któżby miał to lepiej zrobić niż jego własny ojciec? Jednak Staszek jakoś wcale się do tego nie kwapił. Brakiem czasu się wymawiał albo za bardzo był zmęczony, albo nie chciał przeszkadzać synowi w ważnych sprawach.
– A jakie mogą być dla niego teraz ważniejsze sprawy niż to, żebyś z nim pogadał na TE tematy? – nie ustępowałam. – Wolisz, żeby o wszystkim się dowiedział z gazetek albo od kolegów na podwórku?
– No nie – Staszek z rezygnacją przyznał mi rację. – Ale przecież teraz to w szkole ich tego też uczą, więc może… – popatrzył na mnie z nadzieją.
– Nie ma mowy – odparłam stanowczo. – Masz z nim pogadać i to szybko.
– Dobra, jak tylko wrócę z ryb – westchnął zrezygnowany. – Będę miał czas nad wodą, żeby wszystko przemyśleć.
Odetchnęłam z ulgą. No to załatwione
Wiedziałam, że jak mój chłop coś obieca, to słowa dotrzyma. Jeszcze nigdy się na nim przecież nie zawiodłam. Chociaż jak wychodziłam za mąż, to różnie o Staszku mówili. Ciotki i kuzynki przestrzegały mnie, że za przystojny jest, za często się uśmiecha, no i podoba się innym babom.
Rzeczywiście – ze Staszka był kawał chłopa: wysoki, ciemny, miał piękne, niebieskie oczy i uśmiech taki, że od razu wszystko dokoła jaśniało. Lecz choć inne kobiety wodziły za nim wzrokiem, to przez te wszystkie lata nigdy mi nie dał powodu, żebym w niego zwątpiła.
Byliśmy naprawdę szczęśliwą parą, dochowaliśmy się dwóch wspaniałych chłopaków i nie miałam najmniejszego powodu, żeby narzekać. Mąż nie palił, nie pił, czasem tylko z kolegami poszedł na piwo. I nie marnotrawił czasu na głupoty jak inni faceci. Nawet to jego wędkowanie z czasem przestało mi przeszkadzać. Zwłaszcza że nigdy nie wrócił z pustymi rękami. Kilka razy w miesiącu była na obiad świeża rybka – pstrąg albo szczupak – złowiona przez Staszka.
Tamtego niedzielnego poranka obudził mnie całusem, dopiero co wrócił z nocnego wędkowania, pierwszego w tym roku.
– Ryby zostawiłem na ganku, oporządź je, jak wstaniesz – usłyszałam. – Ja się trochę prześpię, oka nie zmrużyłem w nocy – naciągnął kołdrę na głowę i po chwili usłyszałam jego ciche pochrapywanie.
No cóż, trzeba było wstawać, brać się do roboty. Zamierzałam oporządzić ryby przed śniadaniem, zanim chłopcy się obudzą. Narzuciłam szlafrok i ziewając, weszłam na ganek. W wędkarskim pojemniku męża dostrzegłam dwa dorodne szczupaki, sporego karasia i kilka pstrągów. No, udał się Staszkowi ten połów.
Przy okazji postanowiłam zrobić mu porządek w plecaku, żeby nie poniewierały się tam jakieś okruchy i śmieci. Wyciągnęłam pusty termos, zmięte opakowania po herbatnikach i jeszcze jakiś niewielki kartonik. Sądziłam, że po czekoladkach, bo mąż lubił słodycze, ale pudełeczko było nierozpieczętowane. Przyjrzałam mu się uważniej i aż mi dech zaparło.
Nie wierzyłam własnym oczom: z kieszeni plecaka wyciągnęłam… opakowanie prezerwatyw! Wpatrywałam się w nie przez dłuższą chwilę, nawet okulary założyłam, żeby lepiej widzieć…
Niestety. To z pewnością było to!
Poczułam pustkę w głowie i tylko jedna myśl mi się w niej tłukła: przecież my tego nie używamy! Po zabiegu, jaki przeszłam kilka lat temu, nie były nam potrzebne! Więc skąd znalazły się w plecaku męża?
I natychmiast sobie odpowiedziałam: zamiast na rybach ani chybi był u jakiejś baby! Musi mieć kochankę, u niej spędził noc, bo przecież chyba nie zamierzał nadmuchiwać te prezerwatywy i z nich baloniki robić… A ryby to pewnie ona kupiła dzień wcześniej w markecie, żebym ja niczego się nie domyśliła, żeby mi tymi szczupakami i pstrągami oczy zamydlić!
No, tego to ja się po moim Staszku nie spodziewałam… Żeby po tylu latach małżeństwa zrobić mi coś takiego! Ze łzami w oczach przypomniałam sobie, jak przed ślubem mnie ostrzegali, że przy takim przystojniaku to ja życia mieć nie będę, a ja, głupia, tak mu wierzyłam, świata poza nim nie widziałam… I proszę, jaka mnie wdzięczność za to spotkała!
Spojrzałam jeszcze raz na pudełko. „Prezerwatywy o smaku bananowym”… Uśmiechnęłam się z gorzką ironią. Cóż, ta jego kochanica ma prostacki gust… I nagle ogarnęła mnie wściekłość – za te wszystkie zmarnowane lata, za to jego oszukaństwo! I jeszcze łajdak miał czelność się do mnie rano przytulać! Po tym jak całą noc się bzykał z tym babsztylem!!!
Mgła wściekłej furii przesłoniła mi oczy. Chwyciłam największego szczupaka za ogon i rzuciłam się pędem do naszej sypialni. Nie zważając na to, że raptem dzień wcześniej zmieniłam pościel, w szale zaczęłam przez kołdrę okładać Staszka tą nieszczęsną rybą.
– Bananowego smaku się wam zachciało! – wrzasnęłam, rzucając w niego prezerwatywami. – A ja mam się babrać z tymi rybami? Niedoczekanie!
Nie mogłam się opamiętać…
Gdy walnęłam męża szczupakiem w głowę, usiadł na łóżku i zaczął wpatrywać się we mnie nieprzytomnymi oczami.
– Co ty robisz?! – chwycił rybę i wyszarpnął mi ją z ręki. – Czyś ty całkiem zwariowała, kobieto? Co się dzieje?!
– Świętego udajesz, ty podła gnido?! – głos mi się nagle załamał, bo mój gniew gdzieś zniknął, za to ogarnął mnie taki żal, że łzy prawie nie pozwalały mi mówić. – Jak ty mogłeś mi coś takiego zrobić?!… Mnie i dzieciom… I co, wyprowadzisz się do niej? Zostawisz nas?
Chwilę później w progu sypialni stanął nasz starszy syn. Był jeszcze w piżamie, zaspany, a jednak widząc tę scenę, spojrzał na nas zdumiony i spytał:
– Co wy wyprawiacie? – jego wzrok zatrzymał się na szczupaku, którego wciąż trzymał w ręce Staszek. – Dlaczego tata śpi z rybą? I czemu w ogóle tak strasznie krzyczycie? Budzicie człowieka, nawet w niedzielę nie dacie pospać?
– Ja nie krzyczę, to mama – zastrzegł się natychmiast Staszek. – I jeszcze mnie bije, a ja nie mam pojęcia dlaczego.
– Mamo, czemu ty bijesz tatę? – Jarek popatrzył na mnie z wyrzutem.
– Ty się lepiej spytaj ojca, dlaczego on wam to robi! Dlaczego nas opuszcza…
– Ja was opuszczam? – Staszek wreszcie wstał z łóżka i odłożył rybę. – Co się tu dzieje? Bo ja już nic nie rozumiem.
I wtedy nasz syn podszedł do łóżka, schylił się, podniósł z dywanika prezerwatywy i wyciągnął rękę do ojca.
– To chyba wasze – powiedział, po czym podał kartonik Staszkowi. – I nie krzyczcie tak, dajcie jeszcze pospać…
I straszliwie ziewając, wyszedł. Mąż stał przez chwilę bez ruchu, patrząc to na mnie, to na szczupaka, to na trzymane w dłoni pudełeczko.
– Grażka, co się stało? – spytał łagodnie. – Czemu wygadujesz takie rzeczy?
Przymknęłam oczy, policzyłam w myślach do dziesięciu, a potem spojrzałam mężowi prosto w twarz. Starając się zachować spokój, drżącym głosem zapytałam, gdzie spędził ubiegłą noc.
– No jak to gdzie? – zdziwił się. – Przecież na rybach byłem, o co ci chodzi?
Jak mogłam być taka głupia
– Masz kochankę, tak? – głos znowu mi się załamał. – To dla niej kupiłeś te prezerwatywy… Ale bananowy smak to takie banalne – uśmiechnęłam się szyderczo. – Już na nic lepszego cię nie stać?
Staszek popatrzył jeszcze przez moment na pudełko z gumkami, po czym podniósł na mnie oczy i się roześmiał.
– Co ci w ogóle do głowy przyszło, kobieto ty moja kochana?! – pokręcił głową z niedowierzaniem. – No przecież sama mi kazałaś pogadać z Jarkiem o męskich sprawach, więc się przygotowałem. Kupiłem mu te gumki. Wiesz, tak na dowód tego, że traktuję go poważnie, jak dorosłego faceta, nie jak smarkacza…
Jak mogłam być taka głupia? Tak się sama nakręcić? Nie dość, że wykazałam brak zaufania do męża, który w życiu mnie nie okłamał, to jeszcze pobiłam go szczupakiem! Zmęczonego, niewyspanego, Bogu ducha winnego nieszczęśnika…
– Stasiu, ty się kładź z powrotem, nie zwracaj na mnie uwagi. Tylko ci jeszcze tę poszewkę zmienię, żeby jej nie było czuć rybą – bąknęłam zawstydzona.
A on roześmiał się raz jeszcze, przyciągnął mnie mocno do siebie i pocałował.