„Żyłam w chorym trójkącie. Ja, mój ukochany i jego matka. Poddałam się, nie byłam w stanie wygrać z tą paskudną kobietą”

„– Zabierz mamę na koncert, niech się zrelaksuje, uspokoi, już nie będę wam przeszkadzać. Adam nie zatrzymał mnie, nie zapytał, co miałam na myśli. Ani razu przez cały weekend nie zadzwonił. Przepłakałam i przeleżałam w łóżku sobotę łącznie z niedzielą. Pogoda wtórowała moim łzom, bo cały czas lało. W poniedziałek wyszło słońce. Odezwał się też Adam. Dwa dni za późno. Odebrałam”.

Poznałam faceta. Jest dobry, miły, czuły, pracowity, zabawny, przystojny, wysportowany, kulturalny, oczytany, dobrze zarabiający – słowem ideał. Aż dziwiło, że dotąd żadna go nie upolowała. Może dlatego, że tak naprawdę ideałów nie ma… Na początku nie widziałam nic podejrzanego w kilku nieudanych spotkaniach, w odwołanym wypadzie do kina czy do knajpki.

Chciałam być idealna

Przeszłam na dietę, zaczęłam chodzić na siłownię, zapisałam się na naukę kolejnego języka obcego, co nie było łatwe, zważywszy na to, że biegle znam już trzy, a w małej mieścinie lektoraty nie są tak powszechne jak w metropoliach. Dobrze, że w swej kreatywności nie wpadłam na pomysł operacji plastycznej, na przykład powiększenia piersi albo wymodelowania pośladków. Wcześniej odezwała się do mnie dawno niewidziana koleżanka z liceum. Magda zawsze była bardzo bezpośrednia i lubiła uświadamiać innych, czy tego chcieli, czy nie.

– Odkąd to jesteś taka nowoczesna, że preferujesz trójkąty? – zapytała z nieco złośliwym uśmiechem, gdy spotkałyśmy się na kawie.

Bystra ze mnie laska, więc momentalnie skojarzyłam jej słowa z tymi wszystkimi odwołanymi spotkaniami, z sytuacjami, gdy Adam się spóźniał albo żegnał wcześniej, na przykład w połowie kolacji lub przed końcem seansu. Za każdym razem to było coś ważnego, sumitował się i przepraszał, obiecywał, że mi to wynagrodzi.

Nie dociekałam, w końcu nie byłam jego żoną, nie musiał się przede mną tłumaczyć. Ale… czyżby miał kochankę, do której gnał na każde gwizdnięcie? To po co w ogóle ze mną zaczynał? Przecież nawet zaprosił mnie do domu i swojej mamie przedstawił. Starałam się, żeby moja odpowiedź zabrzmiała neutralnie, acz dowcipnie.

– Nie wiem, o co ci chodzi, nie preferuję żadnej figury geometrycznej.

Magda uśmiechnęła się z zadowoleniem.

– Aha, czyli jeszcze nikt cię nie oświecił, bidulko. Znaj moją dobroć. W szkole byłaś w porządku, więc się odwdzięczę, zanim za bardzo się zaangażujesz. Znajomi Adama już obstawiają zakłady, jak szybko się poddasz. Bo w to, że wygrasz, nikt nie wierzy. Na pięknego Adasia niejedna miała chętkę, ale żadnej nie udało się go usidlić na stałe, żadna nie wytrzymała konkurencji…
– Jakiej konkurencji? O czym ty mówisz?
– Nie o czym, a o kim. O szanownej mamusi. Zazdrosnej o synka jak zaborcza kochanka.
– Co? Czy ty trochę nie przesadzasz? Poznałam jego matkę. Wydaje się nieco zdystansowaną, ale miłą osobą. I piękną kobietą. Od razu widać, po kim Adam urodę odziedziczył. Szczerze mówiąc, to najpiękniejsza starsza pani, jaką w życiu widziałam. Niczym jakaś gwiazda filmowa. Z charyzmą, z klasą…

Magda wybuchnęła śmiechem.

– A co, miała ci oczy wydrapać przy Adamie? Wtedy by się połapał, że jego matka to psycholką. Ona działa inaczej, sprytniej. Pozbywa się panien, które zbliżą się za bardzo, a synek nadal uważa mamusię za wcielenie cnót wszelakich, której żadna inna do pięt nie dorasta. Dobrze ci radzę, ewakuuj się. Teraz mniej zaboli. Nie daj Boże, zajdziesz w ciążę i na zawsze utkniesz z nimi w tym toksycznym trójkącie, i jeszcze dzieciaka obarczysz piekielną rodzinką. Dobra, widzę po twojej minie, że potrzebujesz czasu, żeby to sobie przemyśleć. Pójdę już, swoje zrobiłam i sumienie mam czyste.

Ups! Nie zapowiedziałam się. Ale wpadka

I poszła po rzuceniu takiej bomby, a ja się zaczęłam zastanawiać, co powinnam zrobić. Doprowadzić do kłótni? Pytanie: z kim? Z Adamem? Z jego matką? No ale o co? Jeśli to trwa na tyle długo, że ludzie o tym gadają, konfrontacja nic nie da. Spróbowałam wczuć się w sytuację starszej, samotnej kobiety, wdowy od wielu lat, niegdysiejszej piękności. Młodość odeszła.

Teraz jak ognia bała się utraty syna na rzecz przebojowej dziewczyny. Wtedy już zupełnie zostanie sama. Oczywiście jej zaborczość nie była zdrowym objawem i skazywała Adama na starokawalerstwo, ale… może da się jej lęki jakoś oswoić, uciszyć. Jeśli uwierzy, że nie odbiorę jej Adama, że zawsze będzie ważna w jego życiu, że nie porzuci jej dla mnie, a ona miast stracić syna, zyska córkę…

Trzeba spróbować. Adam był tego wart. Przystąpiłam do akcji „oswajania” już nazajutrz. Rano zadzwonił Adam.

– Bardzo cię, kochanie, przepraszam, ale muszę odwołać nasze spotkanie, jadę w delegację, jakaś głupia reklamacja, przepraszam, chyba nie zdążę wrócić przed wieczorem.
– W porządku, nie przejmuj się.

Postanowiłam skorzystać z nadarzającej się okazji. Ubrałam się elegancko, wsiadłam do samochodu, po drodze zahaczając o kwiaciarnię, i pojechałam do domu Adama, na spotkanie z jego matką. Kiedy stanęłam przed drzwiami, lekko się zawahałam, jednak wszystkie wątpliwości prysły, gdy przypomniałam sobie namiętne pocałunki mojego mężczyzny. O nie, nie odpuszczę go sobie tak łatwo.

Nacisnęłam dzwonek. Drzwi otworzyły się po dłuższej chwili. Matka Adama uśmiechnęła się wymuszenie na mój widok, samymi ustami. Nie spodziewała się mnie i raczej nie sprawiłam jej miłej niespodzianki. Chłodnym spojrzeniem przebiegła po mojej twarzy, ubraniu, nieco cieplejsze posłała w kierunku bukietu, który trzymałam przed sobą niczym białą flagę.

– Tak? – padło suche pytanie. Czyżby mnie nie kojarzyła?
– Dzień dobry! – wysiliłam się na radosne powitanie. – Jestem dziewczyną Adama i pomyślałam, że może wpadnę z wizytą. Bo dzwonił i mówił, że wybiera się w delegację, nieprędko wróci, pomyślałam, że pani taka samotna siedzi… – ćwierkałam, lecz w moje serce powoli wstępował lęk.
– Moja droga – przerwała mi – nie mam sklerozy. Wiem, kim pani jest. Niańczyć też mnie nie potrzeba. A na wizytę należy się umawiać wcześniej, bo można się zjawić nie w porę. Ale skoro już pani się pofatygowała, to proszę wejść.

Chłód w jej głosie deprymował. Czyżbym popełniła błąd? Może Magda miała rację? Powinnam sobie odpuścić, uciec od razu, od tej zimnej baby, od jej synalka maminsynka, zapomnieć, wymazać, iść dalej? Nie uciekłam. Weszłam do środka, przekazałam kwiaty, zostałam zaprowadzona do saloniku i czekałam na ciąg dalszy. Będzie sztywno czy przełamiemy lody?

Przełamałyśmy lody

Po początkowym zaskoczeniu mama Adama się rozluźniła i dalej miło nam się gawędziło. Pani Lucyna okazała się zajmującą rozmówczynią. Zanim przeszła na emeryturę, pracowała jako nauczycielka i miała na podorędziu wiele ciekawych i zabawnych anegdotek. Jako tłumaczka pracująca w domu mogłam jej tylko pozazdrościć licznych towarzyskich doświadczeń. Uznałam, że pomyliłam się co do niej. Nie była osobą samotną. Z tego, co mówiła, wciąż odwiedzali ją byli uczniowie. A ona mimo emerytury nadal udzielała korepetycji.

Nasze pożegnanie nie wyglądało jak rozstanie rywalek, ale dwóch kobiet, które zawarły rozejm, tworząc bazę pod coś bliższego. Może przyjaźń? Łączyła nas przecież silna więź: obie kochałyśmy tego samego mężczyznę. Co ważniejsze, nie konkurowałyśmy, a uzupełniałyśmy się w naszych uczuciach wobec niego. Wróciłam do domu uskrzydlona.

W planach miałam koncert w filharmonii – zamierzałam kupić bilety na piątek. To będzie cudowny wieczór, a może także noc… Zadzwoniłam do Adama. Ucieszył się, powiedział, że piątek mu pasuje. Ustaliliśmy, że przyjedzie po mnie wcześniej, koło szesnastej, żebyśmy nie musieli się spieszyć. Do Częstochowy było zaledwie 30 kilometrów, ale przed koncertem chcieliśmy coś zjeść. Przyznam, że z biciem serca stałam przy oknie już za kwadrans szesnasta. Im było bliżej do pełnej godziny, z tym większym niepokojem wgapiałam się w ulicę błyszczącą tego dnia od deszczu.

Jest! Przyjechał! Zanim dał znać, złapałam płaszcz, torebkę i zbiegłam po schodach. Dobrze, że nie zapomniałam zamknąć mieszkania. Gdy zbliżyłam się do samochodu, już po minie Adama poznałam, że coś jest nie tak. Nie wysiadł na mój widok. No tak, nie wiedział, że idę. Na co czekał? Siedział z wzrokiem wbitym w kierownicę. Ocknął się dopiero wtedy, kiedy popukałam w szybę. Zamiast otworzyć drzwi, uchylił tylko okno.

– Nie mogę pojechać, bardzo mi przykro, skarbie.

Milczałam, czekając na ciąg dalszy. Nie nastąpił.

– Co się stało?

Zawahał się. Zwykle nie pytałam o przyczynę, jeśli sam jej nie ujawnił.

– Coś w pracy? W domu? Czy to jakaś tajemnica? – drążyłam.

Otworzył usta i zamknął. Zmagał się ze sobą.

– Nie… – odezwał się wreszcie – żadna tajemnica, moja mama zasłabła, nie mogę jej teraz zostawić samej.
– Coś poważnego?

Pokręcił głową.

– Więc może jakaś ciotka, kuzynka albo miła sąsiadka z nią posiedzi? A my…

Znowu pokręcił głową, nadal usilnie unikając popatrzenia mi w oczy.

 Mama tylko przy mnie czuje się bezpiecznie, przy obcych skacze jej ciśnienie, ma ataki paniki… Może przesadzam, ale to moja matka, nie chcę, żeby przeze mnie coś się jej stało.

Przez niego? A więc tak to odbierał. Spokojnie wyjęłam bilety z torebki i podałam mu przez okno.

– Zabierz mamę na koncert, niech się zrelaksuje, uspokoi, już nie będę wam przeszkadzać.

Odwróciłam się i odeszłam

Adam nie zatrzymał mnie, nie zapytał, co miałam na myśli. Ani razu przez cały weekend nie zadzwonił. Przepłakałam i przeleżałam w łóżku sobotę łącznie z niedzielą. Pogoda wtórowała moim łzom, bo cały czas lało. W poniedziałek wyszło słońce. Odezwał się też Adam. Dwa dni za późno. Odebrałam.

– Witaj, skarbie… Jak się miewasz? Jak spędziłaś weekend?
– Samotnie.
– Przepraszam. Na szczęście mamie się poprawiło i wiesz co, skorzystaliśmy z biletów od ciebie. Mama kazała ci podziękować.
– Za co?
– Za bilety. Hej, nie obudziłaś się jeszcze?
– Wręcz przeciwnie. W pełni otrzeźwiałam. I dlatego pytam, za co dokładnie twoja matka kazała mi podziękować. Za odczepienie się od jej syna? Za zabawianie cię przez te parę miesięcy?
– Majka, co ty bredzisz? Co ty sugerujesz? O co ci chodzi? – ten obronny ton w jego głosie… nie był oburzony ani zdziwiony, odruchowo zaczął się bronić, co łamało mi serce. Byłam bez szans od samego początku.

– Skoro jej się poprawiło, czemu nie zadzwoniłeś? Czemu poszedłeś z nią, a nie ze mną, tak jak się umówiliśmy? Milczenie. – Zatem faktycznie byliśmy w trójkącie. Wystawiałeś mnie z powodu matki. To przez nią się spóźniałeś, wychodziłeś wcześniej albo w ogóle odwoływałeś randki. Mam rację?

Cisza. Potem buńczuczne:

– A nawet jeśli, to co? Co w tym złego? Ona jest moją matką i ma tylko mnie.

Jakbym rozmawiała z nastolatkiem, nie z dorosłym facetem.

– Co w tym złego? Brak szczerości. Wobec mnie, wobec samego siebie. Założę się, że doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Twoja relacja z matką nie jest normalna, zwłaszcza że ona traktuje cię jak ukochanego, separuje od każdej kobiety, która śmie się do ciebie zbliżyć. Dlatego nie mówiłeś, że to z jej powodu… Nic nie mówiłeś.
– Nie chciałem kłamać.
– Niedomówienia i przemilczenia to też rodzaj oszustwa. Czemu dawałeś mi nadzieję? Mnie, tym kobietom przede mną i tym, które będę po mnie? Skoro nie zamierzasz się wiązać, a masz swoje potrzeby, poszukaj sobie na czacie kogoś, komu wystarczy sam seks bez zobowiązań.
– Jesteś okrutna…
– Ja? Nie umywam się do ciebie. Winiłam głównie ją, myślałam, że tobą manipuluje, ale ty doskonale wiesz, co ona robi, i pozwalasz jej na to. Jesteś dorosłym mężczyzną, umiesz odróżnić dobro od zła. Skoro tego nie robisz, aż się boję pytać, co tak naprawdę was…

Rozłączył się. Wiedziałam, że więcej nie zadzwoni. A ja nie zamierzałam przepraszać ani ratować czegoś, co nie miało szans na przetrwanie. Zakochałam się w Adamie, co nie było trudne. Na szczęście od zakochania do miłości daleka droga. Wycofałam się w porę. Poboli, poboli, i przestanie. Tak naprawdę najbardziej żal mi Adama. Współczuję mu bardziej niż sobie czy kobietom, które w przyszłości się w nim zadurzą. Kiedyś zostanie sam, przerażająco samotny.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *