Rozumiem, faceci są wzrokowcami i atrakcyjna kobieta przyciąga ich uwagę. Tyle że jedni kontrolują to zainteresowanie, tak by nikogo nie urazić, a inni nie.
Mój Andrzej nigdy nie miał żadnych skrupułów i jeszcze przed ślubem gapił się tak, jakby chciał, żebym była zazdrosna. Jakby go to wręcz bawiło.
– Przecież też możesz sobie popatrzeć na facetów? Kto ci broni? – mówił, kiedy zwracałam mu uwagę.
– Nikt mi nie broni, ale nie chcę robić ci wstydu. Co by sobie pomyślał jakiś gość, gdybym kogoś tak natrętnie obserwowała?
– Pewnie, że masz na niego ochotę – Andrzej uśmiechał się głupio.
– Ciebie to bawi? Chciałbyś, żebym tak robiła?
– Na pewno nie robiłbym z tego afery, tak jak ty teraz…
– No ciekawe!
– To spróbuj! – zachęcał złośliwie.
– Nie mam ochoty się tak poniżać.
– O Matko Boska! Znowu histeryzujesz. To, że zerknę na fajny towar, nie znaczy, że cię poniżam! Nie dramatyzuj. Faceci oglądają się za kobietami. Tak już mamy. Ten, co twierdzi, że patrzy tylko na swoją żonę, po prostu kłamie albo jest pantoflarzem – uśmiechał się ironicznie. – Co w tym złego, że podziwiam urodę kobiet? Ty też mi się podobasz!
Tak zaczynały się nasze pierwsze kłótnie
Od idiotycznych przepychanek, w których Andrzej odwracał kota ogonem i przekonywał, że nie dzieje się nic złego. Gdy teraz przypominam sobie te rozmowy, żałuję, że tego wszystkiego nie przerwałam. Że nie powiedziałam mu „do widzenia”.
Coraz częściej zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie bez niego. A dlaczego go nie zostawiłam? Bo kiedyś we mnie też się wpatrywał. Dziesięć lat temu byłam bardzo atrakcyjna, a przede wszystkim szczupła. Jednak dwie ciąże zrobiły swoje i teraz wyglądałam już zupełnie inaczej. Czy wciąż dobrze?
Trudno powiedzieć, bo potwierdzenie swojej urody kobieta powinna odnajdywać w oczach męża. Ja nie czułam się przez Andrzeja dowartościowana. Obojętniałam mu z każdym rokiem naszego małżeństwa. Przestał mnie adorować, przestał się we mnie wpatrywać, przestał też zachęcać do seksu. Robiliśmy to bardzo rzadko i zazwyczaj w sytuacjach, gdy trochę wypił.
Wtedy nabierał ochoty, ale ja coraz częściej odmawiałam, bo nie czułam, żeby przemawiała przez niego prawdziwa namiętność. Raczej procenty – muszę przyznać ze wstydem… Wstyd w ogóle stał się nieodłącznym elementem mojego małżeństwa. A wstydzę się nie tylko tego, że Andrzej ogląda się za innymi kobietami, ale też samej siebie.
Popadłam w kompleksy i rujnuje to moje poczucie wartości
Od dwóch lat nasze małżeństwo ogranicza się do załatwiania codziennych spraw: zakupów, prania, sprzątania, pracy, dzieci, szkoły. Odnoszę wrażenie, że jesteśmy ze sobą już tylko z przyzwyczajenia i strachu przed tym, co by było, gdybyśmy się rozstali. No i z braku pieniędzy. Bo jak tu żyć osobno, skoro we dwoje ledwo dawaliśmy sobie radę.
Ktoś mógłby mi zarzucić, że przesadzam. Że mówię jak kobieta bita i zdradzana, a przecież Andrzej nigdy nie podniósł na mnie ręki i raczej nie zdradzał. Ale z czasem inaczej patrzył na inne kobiety. Kiedyś zerkał na nie z uśmiechem. Teraz jednak przyłapywałam go na tym, że obmacywał te kobiety wzrokiem. Spoglądał na nie z nachalną łapczywością i nietrudno było sobie wyobrazić, co podpowiada mu wyobraźnia.
Gdy kolejny raz zwracałam mu uwagę, reagował coraz bardziej agresywnie
Bywało, że popłakałam się w trakcie takiej sprzeczki i wtedy na chwilę miękł, przepraszał, ale potem dalej wgapiał się, ile wlezie. Pewnego razu narobił mi takiego wstydu, że nigdy mu tego nie zapomnę. Właśnie ze względu na to wydarzenie opowiadam całą tę historię. Byliśmy wtedy na zakupach w galerii handlowej.
Chcieliśmy kupić dzieciom jakieś ubrania, a i ja miałam zamiar wybrać sobie jakąś sukienkę. Taki przynajmniej był plan, gdy wychodziliśmy z domu, ale już na początku spaceru po sklepach mąż odebrał mi ochotę na przymierzanie czegokolwiek.
Przyłapałam go, jak ogląda się za jedną taką szczupłą i młodszą ode mnie dziewczyną, więc odechciało mi się pokazywać mu w przebieralni. Poszliśmy od razu do dużego sklepu dziecięcego. Przebierałam w rzeczach dla syna, gdy zauważyłam kolejną dziewczynę w typie mojego męża. Niezbyt wysoka, ale za to bardzo kształtna.
Obfity, wyeksponowany biust, a do tego krótka spódnica opięta na pośladkach. Już wiedziałam, co będzie.
Czekałam tylko, aż on ją zauważy
Oczywiście zwrócił na nią uwagę, ale na początku udawał, że przesuwa kurtki na wieszaku. Co rusz zerkał w jej stronę, w końcu całkiem odpuścił sobie skrupuły i gapił się na jej tyłek. Nie wiedział, że i on jest obserwowany. A z boku, z rosnącą irytacją przypatrywał mu się chłopak tej dziewczyny.
Choć określenie „chłopak” było w tym przypadku mało adekwatne, bo to był prawdziwy byk. Dresiarz z szerokim karczychem i wytatuowanymi potężnymi przedramionami.
– Coś ci się spodobało, palancie? – stanął przed mężem, górując nad nim. – Pytam, na co się gapisz, zboczeńcu! – zbliżył się do Andrzeja, a ten zrobił krok w tył.
– O co panu chodzi?
– O jajco! Już ty dobrze wiesz, ćwoku jeden!
– Odczep się, chłopie… – odpowiedział mąż, ale tamten wcale nie miał zamiaru odpuszczać.
Zrobił jeszcze jeden krok w przód i pochylił się nad Andrzejem.
– Nie będziesz mi mówił, co mam robić, mała gnido. Myślisz, że można się tak ślinić do cudzej kobiety? No powiedz, jak taki jesteś odważny!
– Odwal się, człowieku! – Andrzej chciał się obrócić i odejść, ale ten dresiarz złapał go za fraki i mocno przyciągnął do siebie.
– Mów gnoju! Mów!
Mdliło mnie, gdy słuchałam jego durnego tłumaczenia
Trzymał go przy sobie, ale wtedy podeszła ta dziewczyna i zaczęła odciągać swojego obrońcę. Uwagę na tę sytuację zwróciła też ochrona. Jeden z panów pilnujących sklepu już szedł w ich stronę i tylko ja stałam jak zamurowana.
Wiedziałam, że powinnam bronić męża, uspokoić sytuację, ale nie chciałam… Z zażenowaniem, ale i przyjemnością patrzyłam, jak Andrzej dostaje lekcję dobrego wychowania od tego osiłka. Pewnie bym się w ogóle do męża nie przyznała, gdyby nie przypomniały o sobie dzieci. Wystraszyły się i zaczęły płakać, więc podeszłam do nich, żeby je uspokoić.
Osiłek też zobaczył dzieciaki i dopiero wtedy postanowił odpuścić. Pchnął jeszcze męża tak, że Andrzej wpadł na wieszaki z ubraniami.
– Nie wstyd ci, zboku? – warknął i odszedł.
Andrzej spojrzał na niego z nienawiścią, ale zaraz obrócił się i przytulił syna. Powtarzał mu, że nic się nie stało, bo mały był cały roztrzęsiony. Uznałam, że musimy stamtąd wyjść, że nie możemy zostać w tej galerii ani chwili dłużej. Wzięłam córkę za rękę i ruszyłam w kierunku parkingu.
Zapakowaliśmy dzieci do auta i pojechaliśmy prosto do domu
Andrzej przez całą drogę bardzo pokrętnie tłumaczył dzieciom, co się stało. Wyjaśniał im, dlaczego ten mężczyzna był taki zły i chciał mu zrobić krzywdę. Słuchałam, jak mówi, że są na świecie wariaci, którzy zaczepiają innych bez powodu i robiło mi się niedobrze.
Na dźwięk jego słów, na widok jego twarzy – przez te jego niezdarne kłamstwa. Rozsądek podpowiadałby, że po takim wydarzeniu powinniśmy się pokłócić, przegadać sprawę. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Od tego dnia minęło już kilka tygodni, a żadne z nas nie kwapi się, żeby o tym z drugim pomówić.
Andrzej tylko ostrożniej gapi się na dziewczyny, ale nie jest to żadna zmiana na lepsze, ot zwykły strach. Ta jego tchórzliwa lubieżność sprawia, że mój mężczyzna staje się dla mnie coraz bardziej odpychający. Nie wiem, czy jeszcze coś jeszcze zostało z miłości do niego…
Mam wrażenie, że przeważnie się za niego wstydzę. Nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, ile w naszym związku miłości, a ile przywiązania i naiwnej nadziei, że może coś jeszcze się zmieni. Ciągle jesteśmy razem, ale mam wrażenie, że po prostu oboje boimy się przekreślić wspólne lata, podzielić majątkiem, złamać życie dzieciom…
A dlaczego opowiadam tę historię? Zadawałam sobie to pytanie, żeby w końcu dojść do wniosku, że po prostu muszę się pożalić. Pewnie nie jestem jedyną żoną z takim problemem. I nie mam na myśli jedynie skłonności do przyglądania się innym kobietom. Mówię o wygasłych uczuciach, o życiu w jakimś bezsensownym zawieszeniu. Z poczuciem marnowania lat, których już nie da się odzyskać.