„Kochanka mojego faceta zaszła w ciążę w tym samym czasie, co ja. Dziś jego już nie ma, a my i nasze dzieci jesteśmy rodziną”

„Oczywiście, na początku surowo ją oceniałam – wdała się przecież w romans z facetem, który miał dziewczynę i dziecko w drodze – ale z czasem złość do niej jakoś mi przeszła. Przecież to nie ona mnie zdradziła, sama pewnie o niczym nie wiedziała, bo nie wierzyłam, że Grzegorz od początku był wobec niej uczciwy”.

– Kiedy pojadę do taty? – Staś zadawał to pytanie średnio trzy razy dziennie.

Jego ojciec, mój były partner, od pięciu lat mieszkał w Szwecji. Miał tam żonę i dziecko, a do Polski przylatywał raz na pół roku, a czasami rzadziej. Sześcioletni Staś nie pamiętał, żeby tata kiedykolwiek z nami mieszkał, natomiast znał go dobrze, ponieważ spędzał wakacje w domu pod Malmo, gdzie mieszkała nowa rodzina ojca, w tym jego przyrodni brat.

Tak, drugi syn mojego eks był tylko o sześć miesięcy młodszy od mojego. Długo o nim nie wiedziałam, bo Grzegorz nie raczył mnie poinformować, że po drugiej stronie Bałtyku mieszka kobieta będąca z nim w ciąży. Dowiedziałam się o tym dopiero po tym, jak Berit urodziła dziecko.

Musiałam poukładać swoje życie od nowa

Pamiętam, w jakim byłam szoku; kto by nie był? I jak bardzo nie mogłam uwierzyć w tłumaczenie Grzegorza, że spędził ten rok ze mną i naszym synkiem, chociaż wiedział, że kiedy jego druga kobieta urodzi, to nas zostawi i wyjedzie do niej do Szwecji

– Uznałem, że mam obowiązek ci pomóc przy dziecku przez pierwsze miesiące po porodzie – wyjaśnił, kompletnie nie rozumiejąc, dlaczego zanoszę się płaczem. – To chyba dobrze, że nie powiedziałem ci o Berit, kiedy zaszła w ciążę, prawda?

Nie rozumiał mojej furii. Przecież wyprał sobie sumienie, prawda? Poświęcił się i przez te dziewięć miesięcy ciąży kochanki odbębniał obowiązki, pomagając matce swojego pierwszego dziecka. Pewnie gdyby sam się nie spakował i nie wyniósł, to wyrzuciłabym go z domu. Po tym jego „czynie społecznym” czy też jałmużnie zbierałam się znacznie dłużej, niż gdyby powiedział mi o swoim romansie, kiedy tylko go nawiązał. Chociaż może nie, przecież byłam wtedy jeszcze w ciąży…

Dużo czasu zajęło mi pogodzenie się z tym, że obietnice małżeństwa, którymi Grzegorz sypał, kiedy zaszłam w ciążę, nigdy nie zostaną spełnione. Musiałam nauczyć się żyć od nowa, jako samotna matka.

Grzegorz wciąż usiłował robić wszystko, żeby nie wyjść na tak winnego, jakim był. Przesyłał mi dobrowolnie alimenty w kwocie, która pewnie przewyższa alimenty płacone na dzieci przez większość polskich ojców, prosił też o to, bym pozwalała mu widywać się z synkiem. Kiedy mały miał dwa i pół roku, pozbierałam się psychicznie na tyle, by móc normalnie rozmawiać z Grzegorzem.

– Zgodziłabyś się, żebym wziął Stasia do Malmo? – zapytał podczas jednej z rzadkich wizyt. – Mielibyśmy dużo czasu, żeby razem pobyć. No i jest jeszcze Anders, chciałbym, żeby chłopcy znali się od małego. Kiedyś nie będzie już mnie, ciebie ani Berit, ale oni zawsze będą braćmi.

Ten argument do mnie przemówił. Różnica między chłopcami wynosiła niecałe pół roku. Nie wyobrażałam sobie, bym jeszcze kiedykolwiek zaufała jakiemuś mężczyźnie na tyle, by zgodzić się urodzić jego dziecko, zatem istniała spora szansa, że Staś będzie jedynakiem. A z doświadczenia wiem, jakie to trudne i jak tęskni się za rodzeństwem.

Na swoje pierwsze szwedzkie wakacje Staś pojechał aż na sześć tygodni. Bardzo ładnie zachowała się Berit, która traktowała synów męża jak bliźniaków. Widziałam to po zdjęciach i filmikach z rodzinnych wycieczek, jakie przysyłał mi Grzegorz.

Oczywiście, na początku surowo ją oceniałam – wdała się przecież w romans z facetem, który miał dziewczynę i dziecko w drodze – ale z czasem złość do niej jakoś mi przeszła. Przecież to nie ona mnie zdradziła, sama pewnie o niczym nie wiedziała, bo nie wierzyłam, że Grzegorz od początku był wobec niej uczciwy.

Wówczas nie rozmawiałam ani nie spotkałam się osobiście z Berit, ale przywykłam do jej obecności w życiu mojego syna. Staś nie chodził jeszcze do szkoły, więc mógł jeździć na wakacje do taty, kiedy chciał. Grzegorzowi dobrze się powodziło – zabierał rodzinę do Legolandu, paryskiego Disneylandu i na Dominikanę. Kiedy Staś wracał, opowiadał o wszystkim z zachwytem na buzi. Delikatnie pytałam go, czy lubi Berit i zawsze mówił, że ona jest bardzo fajna, chociaż czasami się denerwuje, kiedy on i Anders za bardzo rozrabiają.

Po latach przestałam mieć do niego żal

Kiedy mój syn miał cztery lata, zdiagnozowano u mnie rzadką chorobę genetyczną. Konieczne było jeżdżenie po lekarzach, udział w terapii eksperymentalnej. Przyjmowane silne leki bardzo osłabiły mój organizm i w pewnym momencie zapadłam na groźną infekcję gronkowcową. Nie mogłam się przez jakiś czas opiekować Stasiem, więc zadzwoniłam do Grzegorza.

– Boże, to straszne! – Grzegorz naprawdę przejął się moim stanem. – Mogę coś dla ciebie zrobić? Mamy tu świetną opiekę medyczną, może załatwię ci pobyt w szpitalu?

– Nie trzeba – podziękowałam mu.

– Jeśli ma mi coś pomóc, to muszę zostać tutaj. Chodzi o Stasia, możesz go zabrać do Malmo?

– Czekaj, sprawdzam loty… – powiedział tylko mój były i przyleciał do nas następnego dnia. Teraz był po prostu niezawodny.

Nie widziałam Stasia przez trzy miesiące. Potem okazało się, że to nie koniec moich problemów ze zdrowiem, lekarze znaleźli komórki nowotworowe… Pojechałam do Malmo, żeby zobaczyć się z synem oraz prosić Grzegorza i Berit, żeby zajęli się nim dłużej. To był pierwszy raz, kiedy ją spotkałam.

Była bardzo serdeczna, usiłowała do mnie mówić po polsku, bo specjalnie się uczyła naszego języka, żeby móc rozmawiać z mężem i Stasiem. Oczywiście Staś, jak to dzieciak, momentalnie załapał szwedzki, i kiedy tak dokazywał z Andersem, który naprawdę wyglądał jak jego bliźniak, trudno było się zorientować, że to nie mały Szwed. Berit bardzo go chwaliła, a mały miał do niej stosunek jak do ukochanej cioci. Widać było, że czuje się przy niej swobodnie, a ona znała go niemal tak dobrze jak ja. Podobała mi się też relacja między chłopcami.

Przyjemnie było patrzeć na tych dwóch żywiołowych blondynków, którzy biegali z drewnianymi łukami albo piłką (dzieciom w Szwecji bardzo późno daje się własne telefony), przekrzykiwali się i naradzali szeptem, zerkając na trójkę dorosłych jakby w obawie, że zepsują im zabawę.

Syn wrócił do Polski prawie rok później. Na szczęście ja byłam już zdrowa. Nowotwór został zwalczony, a moja choroba była w remisji.

– Kiedy znowu pojadę to taty? – pytał w kółko Staś. – Mogę zadzwonić do Andersa? A wiesz, że Berit umie robić polskie pierogi z jagodami? Bo oni tam mają bardzo dużo jagód, całe takie plantacje! – rozpościerał ramiona dla pokazania rozmiaru owych borówkowych pól.

Opowiadał jeszcze o potrawach z łososia, katamaranowych rejsach na ryby z tatą i Andersem, o matce Berit, która miała siwe włosy do pasa i razem z bratem między sobą szeptali, że na pewno umie czarować. Uśmiechałam się, słuchając tych opowieści, bo już nie czułam żalu ani złości do byłego partnera.

Podczas leczenia poszłam na grupę wsparcia i poznałam tam Bolka. Nigdy nie wierzyłam w coś takiego jak bratnia dusza, „druga połówka” czy inne teorie o tym, że ludzie się odnajdują i od razu wiedzą, że są sobie przeznaczeni. Ale kiedy po raz pierwszy rozmawiałam z Bolkiem, miałam wrażenie, jakbym znała go przez całe życie. Kiedy Staś wrócił ze Szwecji, Bolek i ja byliśmy już formalnie parą.

Staś polubił mojego nowego partnera, a Bolek był dosłownie wymarzonym ojczymem. Mądrym, ciepłym, ale i stanowczym, kiedy trzeba – szybko zdobył szacunek mojego syna. Byłam tak zachwycona tym, jak ukochany radzi sobie z moim nie zawsze grzecznym dzieckiem, że powoli zaczęłam rozmyślać o tym, jak by to było ponownie zostać mamą.

Jednocześnie wiedziałam, że Grzegorz i Berit także chcieli mieć kolejne dziecko. Między moim byłym a mną wytworzyła się jakaś taka przyjacielska więź, może dlatego, że doceniałam go jako ojca. Przeprosił mnie zresztą za to, co zrobił, a ja powiedziałam, że mu wybaczam. To było w Polsce, w szpitalu, do którego przyjechał mnie odwiedzić i podtrzymać na duchu podczas kuracji. Byłam mu za to wdzięczna.

Z początku nie rozumiałam, co do mnie mówi…

Od tamtego czasu czasami rozmawialiśmy dłużej przez telefon, nie zawsze o sprawach naszego syna. To właśnie podczas jednej z takich rozmów wspomniał, że starają się z Berit o kolejne dziecko, ale Szwedka jest już po czterdziestce i mają duże trudności. Pocieszałam go wtedy, zupełnie szczerze.

Kiedy Bolek mi się oświadczył, było dla mnie naturalne, że zaprosimy na ślub Grzegorza i jego rodzinę. Może niektórym wydawało się to dziwne, ale my naprawdę byliśmy przyjaciółmi, może nawet rodziną. Staś bardzo przeżywał, że jego mama wychodzi za mąż, i wiedziałam, że chciałby tego dnia mieć przy sobie brata, a przy tym najlepszego przyjaciela, jakim był Anders.

W dniu mojego ślubu chłopcy mieli osiem lat. Obaj wystrojeni w garnitury, z muchami pod szyjami, poważni i przejęci, siedzieli z rodzicami Bolka i moim ojcem w pierwszym rzędzie. Po ślubie Berit złożyła mi serdeczne gratulacje. Wyglądało na to, że cieszy się moim szczęściem.

Umówiliśmy się wtedy, że Grzegorz z rodziną przyjedzie do Polski pod koniec sierpnia. Obiecał pokazać żonie i młodszemu synowi, jak wyglądają bałtyckie plaże po drugiej stronie morza. Staś miał spędzić z nimi dwa tygodnie w Jastarni i nie mógł się już doczekać. Ale Berit zadzwoniła do mnie wcześniej. Mówiła łamanym polskim, ale dziwnie monotonnym, jakby mechanicznym głosem, co brzmiało tak, że poczułam, jak robi mi się zimno.

– Jola, muszę tobie powiedzieć smutna rzecz: Greg miał wypadek i umarł – powiedziała, jakby czytała z kartki.

Nie mogłam w to uwierzyć, więc poprosiłam, żeby powtórzyła to po angielsku, niestety, inny język nie zmienił wydźwięku tych strasznych słów. Grzegorz zginął na autostradzie.

Berit zadzwoniła jeszcze raz kilka godzin później. Tym razem jej głos brzmiał histerycznie. Mówiła, że musi się wszystkim zająć i Anders powinien wyjechać. Coś tłumaczyła o swojej matce, ale tego nie zrozumiałam. W każdym razie pytała, czy mogę wziąć Andersa do Polski, żeby ona mogła „zrobić sprawy śmierci Grega”, jak się wyraziła.

Jesteśmy wszyscy jedną wielką rodziną

Pamiętałam reakcję Grzegorza, kiedy ja potrzebowałam pomocy. Oczywiście Staś był jego synem, a ja nie miałam żadnych obowiązków wobec małego Andersa, ale było dla mnie nie do pomyślenia, bym zostawiła tę biedną dziewczynę samej sobie. Przyleciałam do Malmo następnego dnia.

To był trudny czas dla synów Grzegorza i naprawdę dobrze się stało, że byli wtedy razem. Obaj przecież stracili tatę, obaj nie do końca to rozumieli, obaj chcieli wiedzieć, gdzie on teraz jest i czy to prawda, że jeszcze kiedyś się z nim spotkają.

Mały Anders całkiem dobrze mówił po polsku, bo w tym języku rozmawiał z nim ojciec. Traktowałam go jak syna, a nawet bliźniaka Staśka. Tłumaczyłam chłopcom to, co mogłam wytłumaczyć, pocieszałam, kiedy nie znałam odpowiedzi na trudne pytania. Mój mąż starał się nieco oderwać ich myśli od dramatu i zabierał ich na ryby (obaj całkiem nieźle wędkują), budował z nimi domek na drzewie, uczył ich gry na perkusji.

Berit dzwoniła do syna codziennie i zawsze potem chciała rozmawiać ze mną. Po trzecim razie poprosiłam, by wreszcie przestała mi dziękować, bo przecież ona zrobiła dla mojego syna więcej niż ja dla Andersa, i to było zupełnie normalne.

Nie znam procedur w Szwecji, ale wydanie ciała rodzinie i zorganizowanie pogrzebu strasznie długo trwało. W końcu jednak pojechaliśmy całą czwórką na pogrzeb. Berit wyglądała na ceremonii strasznie. Ewidentnie była pod wpływem jakichś leków uspokajających, bo jej twarz była pozbawiona mimiki, a ruchy nienaturalnie powolne. Gdyby nie matka i jej partner, którzy ją podtrzymywali, Berit nie wyszłaby o własnych siłach z krematorium. Jej syn próbował być dzielny i wyraźnie starał się nią opiekować, na widok czego krajało mi się serce, bo przecież był dopiero ośmioletnim chłopcem.

To ja zaproponowałam żonie Grzegorza, że wezmę jej syna do siebie do końca wakacji. Spojrzała na mnie apatycznie, ale widziałam, że ta oferta przyniosła jej ulgę. Dziś wiem, że to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Pomogłam dziecku, które straciło ojca i którego matka nie była w stanie się czasowo nim zająć, a mój syn mógł przejść najtrudniejszy okres po śmierci taty wraz z bratem i najlepszym przyjacielem.

Chłopcy mają dzisiaj po trzynaście lat i nadal spędzają razem wakacje – raz ze mną, Bolkiem i naszą córką Klarą, a raz z Berit, jej partnerem i jego dwójką dzieci z poprzedniego związku. Każdy z nich ma więc nowe rodzeństwo, ale to z sobą są związani najbardziej. Obaj mówią płynnie po angielsku, szwedzku i polsku, czasami prześmiesznie mieszając te języki podczas rozmów.

Nie wiem, czy to wspólne geny, czy fakt, że Grzegorz od maleńkiego ich z sobą integrował, ale bracia naprawdę świetnie się ze sobą rozumieją i chcą iść razem do szkoły średniej w Szwecji, kiedy skończą piętnaście lat. Berit już się wstępnie zgodziła, żeby Stasiek zamieszkał u nich, ja jeszcze się waham, bo wiem, że będę tęsknić za moim syneczkiem. Ale z drugiej strony, skoro chce uczyć się za granicą i ma taką możliwość, to wiem, że powinnam go wspierać. Tym bardziej że będzie tam pod dobrą opieką. Właściwie to pod opieką rodziny, bo za nią uważam Berit.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *