Kiedy zaczęłam myśleć o rozwodzie, mama mnie wspierała. Mówiła, że sobie poradzę, że będzie pomagać mi i mojemu dziecku.
Mój mąż był leniwy. Kochał tylko picie i swoich przyjaciół, a pracy nie znosił. Wszystko było na mojej głowie. Pracowałam, zajmowałam się domem, a także dzieckiem. Mama oburzała się, mówiąc, jak to możliwe? Jesteś zamężna, a żyjesz jakbyś była samotną matką? W pewnym sensie miała rację.
Z mężem kupiliśmy szafę, ale on nie mógł jej złożyć. Byłam zmęczona proszeniem go o złożenie jej i potykania się o rzeczy, więc złożyłam ją sama, w dwa wieczory, po pracy. Mąż nawet tego nie zauważył. Dzieckiem też się nie zajmował, mówił, że chciał syna.
Dla niego liczyli się tylko koledzy i wspólne imprezy.
Te i podobne sytuacje powtarzały się regularnie przez kilka lat. Wtedy pojawiły się pierwsze myśli o rozwodzie. Mama przekonała mnie, że wszystko będzie dobrze, że sobie poradzę, że mogę śmiało się z nim rozwieść.
Ale moje oczekiwania nie pokryły się z rzeczywistością. Na początku przeprowadziliśmy się do mamy. Swoje mieszkanie zaczęłam wynajmować. Ten dochód bardzo ułatwiał nam życie. Potem mama oświadczyła, że zmęczyła się takim życiem. W domu było bardzo głośno i chaotycznie, ale z sześcioletnim dzieckiem inaczej być nie może. Kazała mi przeprowadzić się z córką do mojego mieszkania. – Dasz radę, nie martw się! – mówiła.
Były mąż nie płacił alimentów, specjalnie zwolnił się z pracy, by nie wydawać na swoją córkę. Mama od czasu do czasu odwiedzała nas, przynosiła wnuczce czekoladkę i długo opowiadała, jak jej ciężko, chociaż otrzymywała emeryturę i nadal pracowała.
Nigdy nie prosiłam mamy o pieniądze. Pod koniec wakacji znalazłam się trudnej sytuacji. Córkę trzeba było przygotować do szkoły, a ja nie miałam pieniędzy. Potrzebna była spora suma, bo oprócz plecaka i wyprawki córka potrzebowała ubrań i butów. Jedyną opcją było wzięcie kredytu, choć wiedziałam, że nie będę mogła go spłacać co miesiąc.
W tym czasie mama przyszła do nas i opowiedziałam jej o swoich zmartwieniach. Współczuła mi i powiedziała, że wszystko się ułoży. Teraz takie czasy, wszyscy mają problemy z pieniędzmi i ona też.
Ale po około dwóch tygodniach od tej naszej rozmowy, mama zadzwoniła do mnie i poprosiła, żebym przyszła podlewać jej kwiaty. Zaniepokoiłam się. Myślałam, że trafiła do szpitala. Okazało się, że szykuje się na wycieczkę. Nie wiedziałam, jak się zachować. Wiedziała, w jakiej jestem sytuacji, ale wolała wyjechać na wypoczynek. Przecież sama namawiałam mnie do rozwodu, obiecując, że nam pomoże, a teraz prosto w oczy kłamie, mówiąc, że nie ma pieniędzy.
Postanowiłam, że więcej z nią nie będę rozmawiać. Teraz jej numer mam na czarnej liście.
Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.