„Na progu pełnoletności, stałem się ojcem. Moja partnerka oraz jej rodzice zdecydowali o oddaniu dziecka”

„– Nie przejmuj się. Już wszystko załatwiłam z moimi rodzicami. Kilka autografów, spotkanie w sądzie i nie będzie już problemu – powiedziała z uśmiechem. Nie mogłem pojąć, jak Marta mogła mówić w taki sposób o naszym dziecku. Zacząłem się zastanawiać, co tak naprawdę w niej widziałem”.

Mama Marty nie była w stanie powstrzymać łez, a tata – pohamować gniewu. Zdecydowali, że nie pozwolą, by ich córka zrujnowała sobie życie przez nieplanowaną ciążę. Byli przekonani, że zostawienie niemowlaka w szpitalu będzie najlepszą decyzją.

Nie miałem pojęcia, jak to będzie

Moment, w którym zrozumiałem, że zostanę ojcem? Właściwie stało się to dopiero wtedy, kiedy mój syn przyszedł na świat. Przedtem w ogóle nie zastanawiałem się nad tym. Tak samo jak moja partnerka, utwierdziłem się w przekonaniu, że kwestia ta rozwiąże się sama, i nie ma powodów do zmartwień.

Ona była wtedy nastolatką, miała 16 lat, a ja byłem o rok starszy. Nie potrafiliśmy sobie wyobrazić, że staniemy się rodzicami. To było po prostu zbyt wcześnie. Dlatego temat ten był dla nas tabu. Nie rozmawialiśmy o nim ani ze sobą, ani z naszą rodziną.

Nikt nie zdawał sobie zresztą sprawy z faktu, że Marta spodziewa się dziecka. Nie jest to zaskakujące. Jej rodzice, skupieni na pracy i zarabianiu, nie poświęcali jej zbyt wiele uwagi. Ich zainteresowanie ograniczało się do obdarowywania córki kosztownymi prezentami i dopytywania się o sprawy szkolne. Kiedy dziewczyna odpowiadała, że wszystko jest w porządku, wracali do swoich spraw. Nie dostrzegli nawet, że ich córka przybiera na wadze.

Moja sytuacja? Od wielu lat moi rodzice pracują za granicą. Teoretycznie opiekowała się mną babcia, ale od roku widywałem ją rzadko. Uznała, że jestem już wystarczająco dorosły, by mieszkać samodzielnie. Nie było to coś, na co narzekałem. Otrzymywałem pieniądze na utrzymanie, miałem swobodę w domu, mogłem robić, co chciałem. Jedyne, czego ode mnie oczekiwano, to regularne chodzenie do szkoły i zdawanie do następnej klasy. Który nastolatek nie pragnie takiego układu?

Szybko zostałem ojcem

Informację tę otrzymałem od jej rodziców. Zatelefonowali do mnie, prosząc o przyjazd do szpitala. Kiedy tam dotarłem, czekali na mnie na korytarzu. Jej matka była cała we łzach, a ojciec – przepełniony gniewem. Kiedy do niego podszedłem, padło wiele ciężkich słów.

Okazało się zresztą, że rodzice Marty, choć sytuacja była dla nich nowa, doskonale wiedzieli, co robić. Poinformowali mnie, że nie pozwolą, aby ich córka zepsuła sobie życie z powodu nieplanowanego dziecka. Postanowili zatem, że zostawią noworodka w szpitalu.

– A co na to Marta? – zdołałem w końcu zapytać.

– Zgadza się na to. Bez żadnych wątpliwości. Nie chciała nawet zobaczyć dziecka. Jest przekonana, że to jest lepsze rozwiązanie – odpowiedział jej tata.

– Czy ja mam coś do powiedzenia w tej sprawie?

– Po porodzie za dziecko odpowiada jego matka. Jeśli więc nie przyznasz się do bycia ojcem, nie będzie potrzebna żadna zgoda. Wszystko zostanie załatwione szybko i sprawnie, bez niepotrzebnego rozgłosu i konieczności odwiedzania sądu – odpowiedział.

Początkowo pomysł wydawał mi się dobry

Przez cały czas ciąży mojej dziewczyny miałem nadzieję, że znajdzie się jakieś rozwiązanie naszej sytuacji. I teraz ojciec Marty proponował mi takie wyjście. Dziecko było, a teraz go nie ma. Wystarczyło opuścić szpital i zapomnieć, że kiedykolwiek istniało. Zrobiłem nawet pięć kroków w kierunku drzwi, ale coś mnie zatrzymało.

– Mam nadzieję, że nie będziesz wprowadzać zamętu w głowie naszej córki. Decyzja już zapadła – powiedział stanowczo ojciec Marty.

– Nie, nie zamierzam. Chcę tylko zobaczyć synka – odpowiedziałem.

Przechodząc obok niego, nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, że moje dotychczasowe, beztroskie życie właśnie się kończy. Myślę, że nigdy nie zapomnę mojego pierwszego spotkania z niemowlakiem. Stałem nad jego łóżeczkiem, patrząc na niego jak zaczarowany. Był czerwony, pomarszczony, ale dla mnie wydawał się najpiękniejszym stworzeniem na świecie. I był mój. Czułem to w głębi serca. Zrozumiałem, że jeśli pozwolę mu odejść, nie będę w stanie sobie tego wybaczyć do końca mojego życia.

Bez wahania powróciłem na korytarz. Spotkałem tam jedynie tatę Marty.

– Gdzie jest pana małżonka? – spytałem.

– Udała się po kawę. Dlaczego pytasz? – rzucił podejrzliwe spojrzenie.

– Ponieważ mam wam coś istotnego do przekazania – utkwiłem w nim wzrok.

– Wystarczy, że powiesz to mnie.

– Dobrze. Chciałbym oznajmić, że nie pozwolę na to, aby mój syn został adoptowany. Chcę go wychowywać… Nawet sam…

– Czy straciłeś zmysły? Czy zdajesz sobie sprawę z tego, na co się porywasz?

– Nie mam pojęcia, ale jeśli nie spróbuję, to się nie przekonam – przerwałem i zanim zdążył cokolwiek odparować, skierowałem się do pokoju, w którym po porodzie siły odzyskiwała Marta.

Ja już podjąłem decyzję

Była zadowolona, gdy zobaczyła mnie po raz pierwszy.

– Nie przejmuj się. Już wszystko załatwiłam z moimi rodzicami. Kilka autografów, po upływie sześciu tygodni spotkanie w sądzie i nie będzie już problemu – powiedziała z uśmiechem.

Zaczęło mnie ogarniać zdenerwowanie. Nie mogłem pojąć, jak moja partnerka mogła mówić w taki sposób o naszym dziecku. Zacząłem się zastanawiać, co tak naprawdę w niej widziałem.

– Jeśli nie chcesz naszego maleństwa, to nie. Ale przynajmniej przyznaj przed sądem, że jestem jego ojcem – powiedziałem bez owijania w bawełnę.

– Czy na pewno chcesz go uznać? – wpatrywała się we mnie z zaskoczeniem.

– Tak, zamierzam. Proszę cię, nie utrudniaj tego, bo tylko skomplikuje całą sprawę. Twoi rodzice chcą, aby wszystko zostało załatwione szybko i dyskretnie – odparłem zdecydowanie.

Przez moment zastanawiała się.

– Dobrze, zrobię, jak chcesz – odpowiedziała. – Ale zdajesz sobie sprawę, że to oznacza koniec naszej relacji?

– Tak, wiem. I wiesz co? Nie będę za tobą tęsknił – odparłem z irytacją.

Opuszczając szpital, zapomniałem o Marcie. Chciałem tylko jednego – żeby zapomniała o naszym synu i na zawsze zniknęła z mojego życia. Niedługo później dowiedziałem się od znajomych, że moje pragnienie się spełniło.
Po narodzinach jej rodzice wysłali ją do ciotki do Stanów Zjednoczonych. Nie pokazała się więcej…

Następne dni były bardzo intensywne. Musiałem załatwić wszystkie formalności i szybko nauczyć się opieki nad noworodkiem. Ojciec Marty miał rację. Nie byłem świadomy, na co się decyduję. Położna usiłowała mi wszystko wytłumaczyć, ale chyba nie byłem zbyt zdolnym uczniem. Zacząłem dostrzegać, że mogę nie dać sobie rady. Miałem nadzieję, że babcia mi pomoże, ale i tu czekało mnie rozczarowanie.

– Jestem już zmęczona wychowywaniem dzieci. Najpierw twój tata, potem ty, a teraz jeszcze małe dziecko. Przesyt nie jest zdrowy. Skontaktuj się z rodzicami. Możliwe, że oni znajdą rozwiązanie – powiedziała stanowczo.

Ze wszystkim zostałem sam

Oczywiście do nich zadzwoniłem. Przez pięć minut prowadziliśmy konwersację. Jak przewidywałem, nie byli skorzy do niesienia pomocy. Nie planowali odwiedzić mnie nawet na chwilę. Zapewnili jedynie, że będą wysyłać nieco większe sumy pieniądze.

– Skoro zrobiłeś sobie kłopoty, teraz musisz je rozwiązać – usłyszałem od ojca na pożegnanie.

Chciałem mu odpowiedzieć, że to oni razem z mamą stworzyli swój problem – czyli mnie – i zostawili go pod opieką babci, ale powstrzymałem się. Obawiałem się, że mogą się poczuć urażeni i przestaną mi wysyłać pieniądze. Nie byłem aż takim idealistą, aby sądzić, że poradzę sobie bez wsparcia finansowego.

Zastanawiałem się nad porzuceniem edukacji i podjęciem pracy, ale kto w takim razie opiekowałby się moim maluchem? Byłem zupełnie przygnębiony. Nie miałem pojęcia, jakie kroki podjąć, do kogo zwrócić się po wsparcie. W stanie desperacji zdecydowałem się na spotkanie z moim najbliższym przyjacielem ze szkoły, Kamilem. Gdy byłem z Martą, nasze relacje się ochłodziły, teraz jednak opowiedziałem mu wszystko.

Kiedy skończyłem, tylko wymamrotał, że jestem szaleńcem i zniknął, jakby coś go goniło. Byłem pewien, że na zawsze, że nie chce mieć do czynienia z facetem, który będzie zmieniał pieluchy. Ale nie. Po dwóch godzinach wrócił do mojego mieszkania w towarzystwie mojej wychowawczyni oraz kilku koleżanek i kolegów z klasy.

– Co wy tutaj robicie? – zdołałem wydusić.

– Przybyliśmy, aby powiedzieć ci, że nie jesteś sam, tato – odpowiedzieli.

Następnie każdy z nich zaczął mówić, w jaki sposób zamierza mi pomóc.  Zostałem poinformowany, że dziewczyny będą się opiekować małym podczas swojego czasu wolnego, chłopcy natomiast zajmą się urządzaniem i wyposażaniem jego pokoju, a moja wychowawczyni zadba o indywidualne lekcje i dodatkowe fundusze z opieki społecznej.

– Czujesz się teraz choć odrobinę lepiej? – zapytał Artur.

– Tak, zdecydowanie – odpowiedziałem z uśmiechem.

Miałem przekonanie, że z tak wspaniałymi przyjaciółmi u boku, dam sobie radę.

Poradziłem sobie ze wsparciem znajomych

Od tego momentu upłynęły już 3 lata. To był dla mnie intensywny czas. Mimo że moi przyjaciele byli zawsze gotowi, aby mi pomóc, to jednak przez większość tego czasu musiałem radzić sobie sam. Opieka nad dzieckiem, karmienie, pielęgnacja, nieskończone wizyty u lekarza… Rutyna, która nigdy się nie kończy.

Gdy moi znajomi bawili się na różnych imprezach, ja przygotowywałem zupę dla synka i mogłem tylko mieć nadzieję, że tym razem nie dostanie po niej skurczów żołądka. Co gorsza – Kacper nie był dzieckiem, które lubiło ucinanie sobie drzemek. Znacznie częściej narzekał, płakał, wymagał nieustannej uwagi. Nie wiem, jak udało mi się zdać egzamin maturalny. Doświadczyłem wielu kryzysów, nie raz przekląłem pod nosem, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że mógłbym go oddać.

Młody obecnie uczęszcza do przedszkola. Mimo że jest zazwyczaj bardzo radosnym maluchem, bywa, że jego kapryśne zachowanie daje mi w kość. Już w pierwszym dniu przedszkola wywołał niemałe zamieszanie, na tyle duże, że przedszkolanka zdecydowała się na rozmowę na ten temat.

– Przepraszam, ale od momentu jego narodzin jestem samodzielnym rodzicem. Nadal uczę się, jakim powinienem być ojcem i pewnie robię jeszcze setki błędów. – wyznałem, rozkładając bezradnie ręce.

– Serio? Jesteś tak młody i sam radzisz sobie z rodzicielstwem? W takim razie robisz naprawdę dobrą robotę – odpowiedziała z uśmiechem.

Myślicie, że żartowała?

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *