Łukasza poznałam w sylwestra dwa lata temu. Imprezę organizowała moja przyjaciółka. Była to klasyczna domówka. Łukasz od razu rzucił mi się w oczy, bo oprócz tego, że był bardzo wysoki, to jeszcze w moim ulubionym typie urody – brunet z kilkudniowym zarostem i sylwetką świadczącą o tym, że lubi aktywność fizyczną.
Ja może nie jestem bywalcem siłowni, ale lubię wypoczywać aktywnie. Jestem małą, szczupłą kobietką i raczej nie jestem niczyim ideałem, jeśli chodzi o wygląd, ale jemu ewidentnie się spodobałam. Od połowy imprezy bawiliśmy się już razem. Nie tylko przypadliśmy sobie do gustu w kwestii wyglądu, ale też świetnie się dogadywaliśmy.
Zaczęliśmy się spotykać
Kilka dni po imprezie zadzwonił do mnie nieznany numer. Z reguły nie odbieram takich telefonów, ale tym razem z rozpędu nacisnęłam zieloną słuchawkę, nie patrząc nawet, kto dzwoni.
– Halo?
– Wika? Tu Łukasz, poznaliśmy się w sylwestra – usłyszałam jego głęboki głos, który wywoływał u mnie gęsią skórkę.
Moje serce zabiło gwałtowniej.
– Witaj, co tam u ciebie?
– Miałabyś ochotę na kawę?
I tak oto zaczęliśmy się spotykać. Na początku była jedna kawa, a potem kina, restauracje, spacery, wyjazdy w góry, wycieczki rowerowe i wiele innych. Okazało się, że on, tak samo jak ja, lubi spędzać aktywnie czas w plenerze, ale czasem lubi też po prostu poleniuchować np. leżąc na kocu i czytając książkę.
Bez problemu więc mogliśmy dzielić pasje. Jako para wyglądaliśmy chyba dość zabawnie, bo on był wysoki, a ja sięgałam mu ledwo do ramienia i to jeszcze, gdy miałam buty na obcasie. Jednakże czuliśmy się ze sobą cudownie, więc nie przejmowaliśmy się takimi rzeczami. I tak niepostrzeżenie upłynął nam rok.
Oświadczył mi się
Na kolejne ferie zimowe zaplanowaliśmy wyjazd na snowboard. Bardzo się cieszyliśmy, bo nie wszystkie zimy obecnie sprzyjają takim sportom. Mieliśmy piękny pokój w pensjonacie w Zieleńcu i cudowną zimową aurę. Było idealnie.
Jednego wieczora, gdy siedzieliśmy sobie przy lampce grzanego wina po intensywnym dniu na stoku, Łukasz postawił przede mną małe, zamszowe pudełko. Zajrzałam do środka, a tam był śliczny pierścionek z jasnofioletowym kamieniem. Spojrzałam na niego zaskoczona, a serce prawie wyskoczyło mi z piersi.
– Co to…
– Bałem się, czy to nie za wcześnie – powiedział Łukasz drżącym głosem. – Ale jest nam ze sobą tak dobrze, że nie mam ochoty czekać dłużej. Wyjdziesz za mnie?
Wstałam od stołu, a Łukasz od razu zrobił dokładnie to samo. Rzuciłam mu się w ramiona, całując go po policzkach i szyi i szepcząc „tak”. To były najpiękniejsze ferie zimowe, jakie miałam w życiu. Byłam szczęśliwa i czułam się kochana.
Nagle pojawiły się problemy
Nie wiem, jak to możliwe, że przy tej ilości rozmów, którą prowadziliśmy razem, nigdy nie rozmawialiśmy o tym, jakiego jesteśmy wyznania. W momencie, w którym przyszło nam planować ślub, okazało się, że mamy totalnie różne.
Zaczęło się od tego, że pojechaliśmy do jego rodziców. Oczywiście, znaliśmy już swoje rodziny, ale trzeba było obwieścić radosną nowinę. Mama Łukasza od razu powiedziała:
– Tradycyjnie ślub powinien odbyć się tam, gdzie mieszka panna młoda. Do jakiej parafii należysz kochanie?
Ze zdziwienia zamrugałam i spojrzałam na Łukasza speszona.
– Do żadnej.
– Jak to do żadnej? To jak ochrzcicie dziecko? – drążyła przyszła teściowa.
Matko jedyna! Jeszcze nie wzięliśmy ślubu, a już o dzieciach i chrzcinach mówi – pomyślałam. Musiałam mieć nieciekawy wyraz twarzy, bo Łukasz interweniował i zmienił temat.
Nie będę katoliczką
Gdy wróciliśmy do mieszkania, które wynajmowaliśmy, postanowiłam poruszyć z nim ten temat, bo przecież nie zniknie i wróci jak bumerang.
– Łukasz, musimy…
– Tak, wiem, porozmawiać…
Kochałam to, że rozumiemy się bez słów.
– Nie wiem, jak to możliwe, że jakoś do tej pory nie poruszaliśmy tematu wiary… ja jestem ateistką, nie mam nawet chrztu i nie bardzo mam ochotę to zmieniać – powiedziałam trochę buńczucznie.
Mogłam powiedzieć to inaczej, łagodniej, ale wszystko we mnie krzyczało, że nie ma opcji, żeby mnie teraz na katoliczkę przerobili.
– Ja z kolei jestem zdecydowanie katolikiem i nie wyobrażam sobie, że może być inaczej.
– Czyli ślub cywilny też nie wchodzi w grę?
– Nie dla mnie i mojej rodziny.
I zapadła krępująca cisza. Siedzieliśmy tak jeszcze parę minut, po czym Łukasz wstał i wyszedł z domu. Bez słowa. Potem napisał do mnie SMS-a, że na noc zostanie u swojego przyjaciela. Poczułam się dziwnie – odkąd razem mieszkaliśmy, a było tego już parę miesięcy, nie spaliśmy oddzielnie.
Wybraliśmy miłość bez papierka
Dziwnie było się obudzić samej. Jednak zdążyłam się już przyzwyczaić do tego mojego wielkoluda. Poranna kawa nie smakowała jak zawsze. Ze smutkiem spojrzałam na moją dłoń, gdzie połyskiwał pierścionek zaręczynowy. Zdjąć? Zostawić? Westchnęłam zrezygnowana i poszłam do pracy.
Kiedy wróciłam do domu, od progu moją uwagę zwróciły rozsypane na podłodze płatki róż. Poszłam ich tropem. Prowadziły do salonu, gdzie na stole stał bukiet kwiatów i paliły się świece. Moje serce znowu zabiło mocniej.
– Wika, kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Mam więc propozycję, taki niby kompromis – powiedział, podchodząc do mnie i biorąc mnie za ręce.
– Jaki?
– Nie bierzmy na razie ślubu, nie jest on nam do niczego potrzebny. Nie zrywam zaręczyn, tylko chcę powiedzieć, że chcę być z tobą, bo cię kocham. Skoro nie możemy wybrać żadnej opcji, to niech zostanie tak, jak jest.
– Nasze rodziny nie będą szczęśliwe. Moi rodzice są niewierzący, ale tzw. związku na kocią łapę też nie pochwalają – powiedziałam.
– Niech sobie myślą, co chcą zarówno moi, jak i twoi. Zresztą to też pokazuje, że to kompromis, skoro żadna strona nie będzie zadowolona z naszej decyzji – mrugnął do mnie i delikatnie mnie pocałował.
Miłość jest ślepa i nie wybiera. Pojawia się nagle i porywa nas z siłą wodospadu. Jest między nami wiele rzeczy, które nas dzielą, ale jest też wiele, które nas łączą. Najważniejsze, że się kochamy. Niesamowita jest też nasza nić porozumienia. Nie wiem, dokąd zaprowadzi nas ta decyzja. Na ten moment wystarczy mi to, co mamy.