Ida urodziła swoją jedyną córkę – Igę – dość późno, gdy skończyła już trzydzieści osiem lat. Została z dzieckiem zupełnie sama bo jej jedyną krewną była jej siostra – Ilona, kobiety były jednak pokłócone. Wszystko zaczęło się od konfliktu przy podziale spadku po ich matce. Prawdę mówiąc, Ilona nie zachowała się wtedy do końca uczciwie. Wiedziała, że przez ostatnie lata to Ida dbała o matkę, pielęgnowała ją i przyjęła pod swój dach.
Mimo wszystko Ilona zażądała podziału spadku. Ida za swoją część kupiła sobie małe, jednopokojowe mieszkanie, dostała pracę w zakładzie krawieckim i prawdę mówiąc straciła nadzieje, że jeszcze poukłada sobie życie osobiste.
Po jakimś czasie pojawiła się jednak iskierka szczęścia w życiu Idy. Jej sąsiadka wynajmowała pokój mężczyźnie, który przebywał w okolicy w delegacji. Stało się. Ida nawiązała z nim romans, którego efektem była nieplanowana ciąża. Dla kobiety okazało się to jednak spełnieniem pragnień, postanowiła nie informować o tym jednak ojca dziecka. W końcu spełnił on już swoją rolę i mógł odejść.
Iga dorastała i zastanawiała się, kim jest jej ojciec, w jej głowie rodziło się coraz więcej pytań. Matka dziewczyny wymyśliła wtedy bajkę o o polarniku zagubionym na wyprawie – gdzie jest teraz, rzekomo nie wiedziała. Dopiero gdy Iga dorosła i stała się młodą dziewczyną, a Elena Ida – emerytką, porozmawiały od serca, szczerze.
– Na wyjeździe służbowym? – pytała Iga rozczarowana – A co z nazwiskiem? Czy możesz go znaleźć?
– Kowalski – westchnęła smutno matka dziewczyny – Sławomir Kowalski. Mieszkał gdzieś w Warszawie. Teraz jest tam gdzieś jak igła w stogu siana, nie do znalezienia.
– Mamo, czy nie miałaś więcej mężczyzn, dlaczego w ogóle się nie ożeniłaś?
– Byli różni mężczyźni ale jakoś nie wiem, nie jestem w stanie tolerować męskiej obecności. – wyjaśniła Ida – Moja matka, czyli twoja babcia, zawsze goniła mojego dziadka, który pił i palił. Chciała żeby się zmienił. Zmieniała nawet pod nim pieluchy i robiła co mogła, aż do swoich trzydziestych czwartych urodzin. Potem mój tata jej zabronił, po prostu. Mam przez to zakodowany jakiś uraz do mężczyzn. Tylko tego Sławka polubiłam ale i on, po tygodniu zaczął wyprowadzać mnie z równowagi. Czułam się dosłownie jak modliszka.
To miało sens. Jak możesz potępić matkę, jeśli w jej podświadomości to siedziało?! To lepsze niż życie pełne kłótni i nienawiść do siebie nawzajem. Ale jakoś Iga była trochę inna – ciągnęło ją do chłopaków, a mimo to trzymała się z nimi na dystans. Prawie wyskoczyła, aby poślubić kolegę ze studiów, ale jej matka mocno wtedy chorowała – miała ponad sześćdziesiąt lat – zdrowie zaczynało ją zawodzić – najpierw jedna rzecz, potem druga. Trzy lata później wykryto u niej złośliwy nowotwór, a po kolejnych dwóch latach bez efektywnej walki i Ida zniknęła, po prostu przegrała.
– Igo, nie powtarzaj błędów swojej mamy. – mówiła dziewczynie przyjaciółka Idy, która była chrzestną Igi – Ona marzyła o życiu rodzinnym ale bardzo się go bała więc wymyśliła sobie obronną tarczę w postaci niechęci do mężczyzn. Ty tak nie postępuj, pozwól sobie na szczęście.
Rok później Iga wyszła za mąż. Waldemar nie pije ani nie pali, nie miał też innych nałogów. Nie było pompatycznego ślubu, tylko podpisano dokumenty w urzędzie i urządzono mały obiad dla najbliższych – chrzestnej dziewczyny, rodziców chłopaka i ich przyjaciół. Zaczęło się życie domowe.
Wcześniej Iga i Waldek nie mieszkali razem – każdy miał swoje mieszkanie, po prostu się spotkali. Po ślubie wynajęli innym mieszkanie Waldka i zaczęło się życie rodzinne w mieszkaniu dziewczyny. Iga zaczęła rozumieć, co to jest męski duch i tak dalej, i zaczęło ją to obciążać. Nie było porozrzucanych skarpetek ale nadal były – choć w praniu. Skarpetki męskie! A Waldek głośno wydmuchiwał nos i rano zwymiotował do zlewu. Eh, nieprzyjemne! Nawet obrzydliwe na początku ale okazało się, że było to zatrucie pokarmowe.
Wkrótce potem Iga zaszła w ciążę, którą znosiła bardzo ciężko. Bardzo często gościła u lekarza, a nawet kilka razy lądowała w szpitalu. Za każdym razem, gdy wracała do domu, była niezadowolona z kawalerskiego trybu życia swojego męża. Wszystko jakoś leżało w inny sposób niż rozkładała to zwykle dziewczyna, pachniało nawet inaczej!
– Igo, jestem całymi dniami w pracy. Nie mam na nic czasu. Nawet na prawdziwy obiad. Dlatego właśnie ratuję się jajecznicą, makaronem po chińsku czy gotowymi pierogami. – tłumaczył się Waldemar
– Właśnie widzę, czy nie czujesz, że ten makaron strasznie śmierdzi? – Iga była wściekła
Mała Inga urodziła się zdrowa, rodzice przynieśli ją do domu. Dziecko spało słabo przez trzy noce, płaczem reagowała na wszystko. Gdy mama brała ją na ręce – uspakajała się, zaś gdy robił to tata natychmiast wybuchała jeszcze głośniejszym płaczem.
– Prawdopodobnie również czuje tego męskiego ducha i nie toleruje go! Zupełnie jak mama. – pomyślała Iga
– Waldku, po prostu się nie obrażaj! – powiedziała kobieta, wyznając mężowi swoje przypuszczenia – Może zamieszkajmy na trochę w osobnych pokojach. Nie mogę być z tobą w ten sposób, obok siebie. Kocham cię, ale teraz potrzebuję zająć się Ingą i nie chcę gotować tobie obiadków, myć i prasować twoich rzeczy. Lokatorzy nadal mieszkają w twoim starym mieszkaniu ale gdyby kazać im się wyprowadzić to mógłbyś się tam na trochę przeprowadzić…
– Jak to? – Waldemar nie rozumiał planów żony – Chcesz więc rozwodu?
– Nie, nie, co ty mówisz? – Iga była przerażona – Nie zrozumiałeś mnie. Będziesz pracować, przychodzić do nas, spędzać z nami czas spać w różnych mieszkaniach. Cóż, co to jest, zaledwie 10 minut do tego domu! Tylko wspólnego gospodarstwa nie chcę prowadzić. Mam jeszcze dziecko, muszę odpocząć. Ale reszta jest jak poprzednio – miłość, rodzinne wakacje i wycieczki. Nie mam nikogo oprócz ciebie, przysięgam! Chcę po prostu trochę spokoju, przynajmniej przez jakiś czas, aby Inga trochę dorosła.
Waldemar pomyślał nad tym i w końcu zgodził się. Rozmowy telefoniczne, przynoszone paczki jedzenia, noc spokoju z rozłożonymi rękami i nogami na całym łóżku, wycieczki do kawiarni i pikniki z przyjaciółmi, a także wyjścia do barów. Kilka miesięcy solidnego haju!
– Czy jesteś szalona! – chrzestna Igi była oburzona, gdy dowiedziała się o wszystkim – Mężczyźni są jak rower – zostawiasz go w zaufaniu i natychmiast tracisz! Posłuchaj mnie jako mądrej kobiety. Dwa razy miałam takie zaufanie dla mojego partnera i źle się to skończyło! A może ty, jako matka, chcesz później dawać zły przykład dziecku?
– Cóż, co ty mówisz, ciociu?! – Iga poczuła się urażona. – Nikt nikogo nie zdradza ani nie będzie zdradzał. A co do Waldka nie mam wątpliwości, że mnie kocha, ja też jestem w nim zakochana. Wielu ludzi tak żyje. Co więcej, nie zostawiłam go za drzwiami, są zawsze otwarte dla Waldemara.
Dopiero teraz, trzy miesiące później, Iga zdała sobie sprawę, że „prawo roweru” nadal istnieje. Ktoś go wziął! Jakaś kobieta zaczęła przychodzić do Waldka żeby się umyć, ugotować obiad i czasem też zostać na noc. Jej mąż jako pierwszy złożył pozew o rozwód.
– Waldku, co ty robisz? Mamy dziecko! – Iga płakała i szczerze nie rozumiała, jak to się stało, że jej mąż ją zdradził i znalazł inną – W końcu byli zadowoleni ze wszystkiego!
– Iga, to ci odpowiadało, a ja też jestem człowiekiem. Będę płacić alimenty, ale nie będę mógł zobaczyć naszej córki, chyba że przez rozmowę wideo. Żenię się, sprzedaję mieszkanie i wyjeżdżamy. To wszystko! – Waldek był wprost obojętny
Odszedł. Było oczywiste, że jest zakochany. Ciotka Igi miała cholerną rację! Tak więc cykl się powtarza. Inga będzie dorastała bez ojca, co ją czeka? Jak unieść wychowanie dziecka w pojedynkę?