Jestem strasznie rozczarowana rodzicami mojego męża! Rozkazują i kontrolują nas według własnego uznania. A jego matka wiedzie w tym wszystkim prym, teść trzyma się z boku. Kiedy nie byliśmy jeszcze małżeństwem, teściowie zachwalali swoje możliwości, obiecując dom dla nas – młodych, oraz dla naszego nowonarodzonego syna. Nie trudno było w to uwierzyć, teściowie nie należą bowiem do biednych ludzi. Kiedy się pobraliśmy, okazało się, że to tylko puste obietnice. Podczas gdy w naszej małej rodzinie pojawił się syn, delikatnie podniosłam temat zakupu mieszkania.
Teściowa stwierdziła, że nie jest milionerką i nie ma takich możliwości aby obdarować nas nieruchomościami. Mój mąż musi teraz bez niczyjej pomocy zapewnić rodzinie wszystko, czego potrzebujemy, zapewnić naszą przyszłość. Za każdym razem, gdy próbują nam doradzać podkreślamy, że jesteśmy niezależni. I musimy tego dowodzić na każdym kroku, bo ciągle podważają ten fakt, wyśmiewając nas.
Mój mąż ciągle pracuje, dniami i nocami. W końcu zaczęłam naciskać na zmianę jego pracy. Uważam, że to nie jest rodzina, kiedy mąż wlatuje do domu jak do hotelu, a ja siedzę z dzieckiem sama cały czas. Nasz syn praktycznie w ogóle nie widuje swojego ojca. Nawet w tej kwestii nikt mnie nie poparł. Wręcz przeciwnie, teściowie powtarzali, że tylko w ten sposób możemy się utrzymać, co jest nieprawdą. Mówili, bym była wdzięczna za to, co otrzymałam od losu. Nie zadawała pytań, siedziała cicho i cieszyła się, że mamy co jeść. Nikt nie pomyśli o mnie i moich uczuciach, o czymś innym niż praca męża, wszyscy słuchają tylko rodziców.
Ciągła nieobecność męża nie wzmacnia naszej młodej rodzinki, tylko osłabia. Synek ciągle dopytuje: „gdzie jest tata” i co ja mam mu odpowiedzieć? Że znowu w pracy? Próbowałam z mężem o tym rozmawiać, w odpowiedzi dostałam bezczynność i machnięcie ręką. Początek naszego wspólnego życia opierał się na pustych obietnicach pomocy ze strony jego rodziców, sami nie oszczędzają na swoich przyjemnościach, a koniec końców i tak nie mamy od nich pomocy.
Postanowiłam, że ze względu na dziecko wezmę sprawy w swoje ręce. Interes moich teściów opiera się głownie na reputacji mojego męża, jako człowieka dotrzymującego słowa. Wzniosłam więc toast za kolejne urodziny mojej teściowej, na których zgromadzili się tylko „właściwe” osoby. Początkowo, zachwalałam ich rodzinę i dziękowałam losowi za to, że mogę być jej częścią.
Czekając na łzy wzruszenia w oczach gości, podziękowałam matce mojego męża za to, że przyjęła mnie jak własną córkę. Podsumowałam: – „Mimo, iż nie otrzymaliśmy od was obiecanego mieszkania, cieszę się, że mogę mieszkać z wami pod jednym dachem. Wasza życiowa mądrość i doświadczenie są niezwykle cenne. Powinniście jednak nauczyć własnego syna jak być prawdziwym mężczyzną, dobrym mężem, nauczyć go jak stać się odpowiedzialnym ojcem dla swojego syna. Nie wiem, jak moglibyśmy przeżyć bez waszych cennych uwag przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku”.
W holu zapanowała cisza. Wstałam i spojrzałam w oczy mojej teściowej. Wtedy, nagle jeden z gości roześmiał się głośno. Śmiech został podchwycony przez innych. Po chwili śmiała się cała sala. Musiałbyś zobaczyć twarze wszystkich gości! Teściowa zapadłaby się pod ziemię, gdyby tylko mogła, jej twarz przybrała kolor purpury. Wiele z obecnych tu osób uczestniczyło również w naszym ślubie i weselu, na którym teść powiedział nam publicznie, jakie dokładnie mieszkanie planuje dla nas kupić. Potem dodałam jeszcze: „Cóż mogę powiedzieć. Mam jeszcze jedno mieszkanie. Ciasne, ale własne. Tylko, że bez męża”.
Mąż nie mógł zrozumieć mojego toastu i tego jak bardzo jestem z niego zadowolona. Z jakiegoś powodu był dla niego zniewagą i poczuł się mocno urażony. Ale dlaczego? Prawda boli? Ja ciągle nie jestem u siebie. Nie raz nie dwa obiecano nam własne mieszkanie. Mamiono nas kłamstwami, fałszywymi obietnicami. Dlaczego miałabym milczeć?