– Co to jest, co? – zapytała Barbara, biorąc w dwa palce sweter, który właśnie przymierzał jej syn – Wiola go kupiła? Co? – zapytała, choć dokładnie wiedziała, że to synowa go kupiła. – To widać. Daj jakąś torbę, żebym to wyrzuciła – powiedziała, chociaż sweter był bardzo ładny i świetnie pasował do jej syna.
– Jak długo będziemy mieszkać z twoją mamą? – po raz kolejny zapytała męża Wiola. – Jesteśmy małżeństwem od dwóch lat i nadal się nie wyprowadziliśmy.
– A co jest nie tak? – zdziwił się Damian. – Gdzie mamy mieszkać? Nie mamy własnego a na wynajem nas nie stać. A co moja matka ci przeszkadza? Pomaga i gotuje.
– Lepiej mieszkać w wynajętym mieszkaniu niż z mamą!
– A może chcesz wrócić na wieś? Rzucimy pracę i wyjedziemy – rzucił z sarkazmem Damian.
Na te słowa Wiola nic nie odpowiedziała. Poczuła się urażona. Tak, przyjechała ze wsi, ma tam mamę. To nie jej wina, że mąż mieszkał w mieście. Może i by pojechała do mamy na wieś, gdyby nie praca. A z teściową już nie może wytrzymać. Dla Damiana zachowanie matki jest normalne, tak jest wychowany, że wypominane są błędy, których wcale nie ma.
Barbara straciła męża wiele lat temu. Wychowywała jedynego syna sama, dlatego można zrozumieć jej zazdrość o żonę syna. Wiola bardzo szanowała matkę męża, jednak pomiędzy nimi nie układało się od samego początku.
Od samego początku teściowa udowadniała wszystkim, że jest najważniejszą kobietą w życiu syna. Lepiej gotuje, lepiej myje, sprząta i robi wszystko dla swojego jedynego syna lepiej niż… ta, którą przyprowadził do domu. Któż to jest, że odbiera jej uwagę dziecka.
Wszystkie potrawy, które przygotowywała młoda żona, natychmiast leciały do śmietnika. Rzecz, którą nabyła synowa od samego początku nie była dobra. I niech to będzie piękny wazon lub sweter, który pasował do jej syna. Wszystko, co Wiola przyniosła do domu, nie było takie jak trzeba. Teściowa przenosiła te rzeczy z miejsca na miejsce dwoma palcami, a następnie myła ręce przez długi czas.
Co można powiedzieć, nawet herbata, którą robiła Wiolka, nie była taka jak powinna. Te same dwie łyżki cukru i ta sama torebka z paczki, ale nie taka.
Wiola odeszła cicho. Damian nie próbował jej zatrzymać. Powiedział po prostu:
– Z jakiegoś powodu nie zapuściła korzeni.
Barbara świętowała zwycięstwo. Zrobi wszystko, aby druga żona, która również kocha syna, odeszła. I trzecia. Żadna nie będzie taka ja trzeba i każda będzie miała wady.
I dopiero w wieku osiemdziesięciu lat, kiedy jej siwy syn trafia do szpitala,
stara matka zdaje sobie sprawę, jak samotni są oboje.
— Nie ma dobrego losu mój syn – powie ocierając łzę – jego przyjaciele mają już dorosłe wnuki, a on sam, ciągle sam. Z kim zostanie, Gdy mnie nie będzie?
A Wiola siedzi na ławce przed domem. W pobliżu biega sześcioro wnuków, a syn doskonale dogaduje się z ojcem. Jednocześnie śpiewa z najmłodszym, pomaga najstarszemu i zachwyca się innymi wnukami. Synowe nakrywają stół, wkrótce będą jeść obiad.