Pewnego dnia syn, widząc moją zupę, powiedział: „na starość stałaś się skąpa. Same kości w tym garnku! Daj je psu sąsiada. Wkrótce nic nie będziesz jadła.”
W przeszłości wraz z mężem prowadziliśmy dość duże gospodarstwo, w którym posiadaliśmy krowę, kilka owiec i kilkanaście kurczaków. Byliśmy wtedy młodsi, mieliśmy więcej siły. Kiedy dzieci mieszkały z nami, pomagały. Teraz są dorosłe, wyprowadziły się i każdy ma swoje życie. Nam już trudno poradzić sobie ze zwierzętami i dlatego kupujemy tylko raz w roku prosię pod ubój.
Część z prosięcia dajemy dzieciom, część mrozimy i nie martwimy się o jedzenie do końca roku. U nas sprawdza się taki sposób: zostawiamy najlepsze kawałki mięsa na wyroby, resztę mielimy, a kości używamy do zup.
Pewnego dnia syn, widząc moją zupę, powiedział: „na starość stałaś się skąpa. Same kości w tym garnku! Daj je psu sąsiada. Wkrótce nic nie będziesz jadła.”
Byłam trochę urażona, a potem pomyślałam: może syn ma rację? Zauważyłam, że rzadziej kupujemy drobiazgi do domu – uważamy, że się obejdziemy. Czasami myślę, że powinniśmy kupić nowe naczynia lub wymienić garnki. Rzadko wyrzucamy stare rzeczy. Ale mój mąż i ja jesteśmy zadowoleni.
Kiedyś szafa była pełna różnych ręczników kuchennych i serwetek. Zapasy chusteczek i skarpet były stale uzupełniane. Teraz nie chcemy na to wydawać pieniędzy i używamy tego, co jest. Oczywiście chodzi o pieniądze. Ale z wiekiem naprawdę staliśmy się skąpi…
Jeśli chodzi o słowa syna, to zupę na kościach podaję najczęściej. Staramy się nie odmawiać sobie jedzenia – emerytura moja i męża starcza nam do przeżycia, ale na różne „smakołyki” (jak mówią wnuki), nawet nie patrzymy.