„Przy jego łożu śmierci zbierały się hieny. 6 dzieci, była żona…Miałem wrażenie, że nikogo nie obeszła jego śmierć. Liczyło się tylko to, co kto dostanie w spadku. Mierziło mnie to i nie chciałem w tym brać udziału”.

„Przy jego łożu śmierci zbierały się hieny. 6 dzieci, była żona…Miałem wrażenie, że nikogo nie obeszła jego śmierć. Liczyło się tylko to, co kto dostanie w spadku. Mierziło mnie to i nie chciałem w tym brać udziału”.

Złe wieści zastały mnie, kiedy tankowałem autko. Mówię o nim czule „autko”, ale tak naprawdę to szesnastokołowa ciężarówka, czyli moje miejsce pracy i przenośny dom. To był esemes od Natalii. Siostra pisała, że z tatą jest źle i mam natychmiast przyjechać do szpitala. Oddzwoniłem do niej. – Jestem w trasie i muszę jeszcze odwiedzić kilka miejsc. Kiedy tylko wrócę, od razu pędzę do szpitala. Jak tata się czuje? Ale siostra nie chciała mi powiedzieć.

Zaczęła krzyczeć, że jestem bez serca, myślę tylko o pieniądzach i nigdy mnie nie ma, kiedy rodzina mnie potrzebuje. To było cholernie niesprawiedliwe! Byłem zawodowym kierowcą. To taka sama praca jak bycie asystentką w firmie (Natalia), ratownikiem na basenie (Bartek) czy budowlańcem (Norbert).

I nie było prawdą, że rodzina nie mogła na mnie liczyć. Jasne, najczęściej nie było mnie w kraju, ale to ja wysłałem Natalii pieniądze, dzięki którym mogła zoperować córeczkę w prywatnej klinice, ja przywiozłem Norbertowi narzędzia z Niemiec, bo w Polsce są dwa razy droższe, i ja płaciłem pielęgniarce, która przychodziła zajmować się tatą. Ale to nie był moment, by wypominać to siostrze. Podjąłem jedynie próbę wytłumaczenia jej, że nie mogę tak po prostu zawrócić TIR–em i wrócić do Polski, kiedy mi się podoba.

– No to świetnie! Jedź dalej, a tata w tym czasie umrze! – wrzasnęła i się rozłączyła.

Na szczęście bracia nieco lepiej panowali nad emocjami, więc od nich czerpałem informacje co do stanu zdrowia ojca. Przy jego łożu śmierci zbierały się hieny. Szóstka dzieci, była żona…

Nie było dobrze…

Dostał rozległego zapalenia płuc i lekarze nie ukrywali pesymizmu. Wiedziałem, że powinienem być tam z wszystkimi jego dziećmi, ale czasami po prostu nie wszystko jest tak, jak chcemy. Wiedziałem zresztą, że ojciec nie jest sam. Natalia, Bartek, Norbert i ja byliśmy jego dziećmi z drugiego małżeństwa. Przed nami miał jeszcze troje. Nasze przyrodnie rodzeństwo było od nas dużo starsze i nigdy nas nie lubiło, pewnie dlatego, że ich mama przez lata rozgłaszała wszem i wobec, że nasza „ukradła jej męża”.

Nie było to zgodne z prawdą, ale plotki szkodziły naszej rodzinie. Dopiero kiedy nasza mama zmarła, ojciec jakoś ukrócił to wredne gadanie. Niestety, relacje między nami a tamtymi jego dziećmi pozostały chłodne. Teraz jednak cała trójka siedziała przy ojcu dzień i noc. Dziwne, bo kiedy niedomagał, potrzebował opieki w codziennych czynnościach, nie byli zainteresowani.

– Wiesz, dlaczego oni nagle się obudzili? – sarknął Norbert. – To my mamy klucze do domu. Boją się, że zgarniemy wszystko co można wynieść – prychnął na tę myśl. – Blanka już wypytywała ojca, czy może dostać „Dziewczynę z listem”, a Inga naciskała, żeby przekazał jej kolekcję win. Obie nagrały te rozmowy z ojcem na komórki.­

Teraz i ja prychnąłem z pogardą. Moje przyrodnie siostry były cwane. I chciwe. Fakt, tata dorobił się w życiu wielu pięknych rzeczy. Choćby te obrazy albo kolekcjonerskie wina. Nigdy nie pozwolił nam ich sprzedać, nawet kiedy brakowało mu na rachunki i opiekę pielęgniarską. Mówił, że po jego śmierci to wszystko i tak będzie nasze, a on chciał się tym cieszyć, póki żył.

Potrafił cieszyć się życiem!

Cenił sztukę i muzykę. Miał mnóstwo płyt winylowych, które wciąż odtwarzał na gramofonie. Wiedzieliśmy, że przynajmniej trzy z obrazów wiszących w dawnym domu rodzinnym, w tym owa „Dziewczyna z listem”, to cenne okazy, za które można dostać kilkanaście tysięcy złotych. Tata zbierał też kiedyś znaczki i mieliśmy nadzieję, że w jego klaserach też ukrywają się jakieś cenne walory.

A teraz przy jego łożu śmierci zbierały się hieny. Kiedy dowiedziałem się, że w szpitalu pojawiła się też pierwsza żona taty, która przez dwadzieścia lat fałszywie oskarżała go o zdradę, chociaż naszą mamę poznał już po rozwodzie z nią, aż się wzdrygnąłem. Na szczęście zdążyłem do szpitala, nim tatuś odszedł. W naszej ostatniej rozmowie wspomniał koncert Rolling Stonesów w 1967 roku w Polsce.

– Byłem tam, wiesz? – wyszeptał z ledwie widocznym uśmiechem.

– Też ich uwielbiam – zapewniłem go. – Pamiętam, jak słuchaliśmy płyty z nagraniem tego koncertu. Po kilka razy z rzędu.

Przez chwilę znowu byłem małym chłopcem, któremu tata puszczał na gramofonie Rolling Stonesów czy Beatlesów. Brzmienie tych zespołów nierozerwalnie kojarzy mi się z zapachem wody kolońskiej ojca, którą pachniał, kiedy siedziałem obok niego na kanapie.

Ojciec zmarł następnego ranka

Natalia zajęła się pogrzebem, ja z braćmi – porządkowaniem domu. Oczywiście natychmiast pojawiło się nasze przyrodnie rodzeństwo, które jeszcze przed odczytaniem testamentu chciało pozabierać „swoje” rzeczy. Wywiązała się nawet awantura i Natalia kazała im się wynosić z naszego domu.

– Teraz także naszego! – krzyknęła na odchodne Blanka. – Wszyscy dziedziczymy po równo!
Nie byłem na odczytaniu testamentu. Dowiedziałem się tylko, że Blanka i Inga założyły sprawy w sądzie – jedna o „Dziewczynę z listem”, druga o kolekcję win. Miały nagrane rozmowy z ojcem, który im przyobiecał te „skarby”.

Kiedy znów pojawiłem się w Polsce, Natalia poinformowała mnie, że sprawa spadkowa jest w toku i nie wiadomo, co będzie.

– Mnie to nie obchodzi. Nie zamierzam walczyć o majątek po tacie – wtrąciłem.

– A ja zamierzam! Nie oddam tym hienom obrazów ani win! – oznajmiła siostra.

Była nakręcona i nie chciałem się z nią sprzeczać. Tak naprawdę, chociaż dorosły ze mnie chłop, nie mogłem się pozbierać po śmierci taty. Ciągle myślałem o tych chwilach, kiedy razem słuchaliśmy muzyki z gramofonu i kiedy opowiadał mi o historii rocka. Powiedziałem to Natalii, a ona tylko przewróciła oczami.

Byłem zszokowany, widząc jak pozostała szóstka dzieci mojego ojca walczy o majątek po nim. Miałem wrażenie, że nikogo nie obeszła jego śmierć. Liczyło się tylko to, co kto dostanie w spadku. Mierziło mnie to i nie chciałem w tym brać udziału.

– Wiesz co? – zadzwoniłem do siostry.

– Potrafię sam na siebie zarobić, nie potrzebuję pieniędzy po ojcu. Jedyne, na czym mi zależy, to jego płyty. Mogę ci podpisać, że przepisuję swoją część spadku na ciebie.

– Płyty? – zdziwiła się. – A! Te płyty! Norbi i Bartek już je przygotowali do wyrzucenia. Nikt ich nie chciał. Ale skoro ty chcesz, to ktoś ci je zawiezie do mieszkania.

Kiedy wróciłem z trasy, faktycznie tam były – całe pudło winyli. Nie przewidziałem tylko jednego. Że braciom nie spodoba się, iż Natalia dziedziczy więcej niż oni. Ich zdaniem powinienem był swoją dolę podzielić na trzy. Pokłóciłem się z oboma. Potem zadzwoniła Inga. Jej brat był niepełnosprawny i uważała, że to jemu powinienem był przekazać swoją część spadku.

– Dlaczego wszyscy mi mówią, co powinienem zrobić z własnymi pieniędzmi? – zdenerwowałem się.

– Bo to nie są małe pieniądze – odparowała. – I to, że ty ich nie potrzebujesz, nie znaczy, że innym by się nie przydały! Lesio ma niedowład nóg, dobrze o tym wiesz. Powinien dostać twoją część, jeśli ty jej nie chcesz!

Po roku sprawa wreszcie się zakończyła

Skutek tych wszystkich rozmów był taki, że na dłuższy czas odciąłem się od rodzeństwa. Od całej szóstki. Po roku sprawa wreszcie się zakończyła. Każdy coś dostał i każdy uważał, że za mało. Tylko ja cieszyłem się z płyt taty. Dopiero wtedy po raz pierwszy otworzyłem pudło. Chciałem znaleźć nagranie koncertu Rolling Stonesów, potrzymać je, poczuć zapach taty. Znalazłem płytę, była w takiej podwójnej, książkowej okładce. Rozłożyłem ją i…

Ojciec nigdy się tym nie chwalił, ale… płyta była podpisana przez samego Micka Jaggera! Oto trzymałem w rękach białego kruka! Ten winyl z autografem musiał być wart krocie! Ale wiecie co? Nie powiedziałem o tym nikomu. Bałem się, że kiedy moje pazerne rodzeństwo dowie się, że tata zostawił taki rarytas, będzie chciało sprzedać płytę i podzielić się pieniędzmi. Mogli nawet założyć mi sprawę w sądzie, a ja mogłem jej nie wygrać.

Dlatego nikt się o tym nie dowiedział. Bo ja tej płyty nigdy nie sprzedam. Wiem, że to nieprawda, ale wydaje mi się, że wciąż pachnie wodą kolońską ojca. To jedyna nić łącząca mnie z tamtymi szczęśliwymi momentami dzieciństwa. Czegoś takiego nie można wycenić.

Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.  

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *